Mitozofia sarmacka
8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany
Zgniły kompromis albo zimna wojna domowa
Nie wszystko się nam udało, choć udawało się sporo i długo. Działo się tak przez ciągły napór z zewnątrz i wewnętrzną dywersję paputczyków cudzych dróg, dworu i jego stronników, czy kleru i mieszczan, wykorzystujących niechęć szlachty do skrajnych rozwiązań i jej uchylanie się od konfrontacji, nie wychodzenie poza defensywę, bowiem hasło zgody doprowadzono u nas w pewnym sensie (przez jej jednostronność) do absurdu. Powodowało to nie tylko blokowanie rozwoju rzeczypospolitej, jej rozszerzania na inne stany i sąsiednie kraje, ale z czasem i gnicie, a w końcu upadek dawnej Polski. Największą ceną jaką nam przyszło zapłacić za uznanie przez świat naszego istnienia był chrzest łaciński, a zwłaszcza jego późniejsze konsekwencje w postaci wypaczenia przyświecających nam zasad (5). Samo chrześcijaństwo nie było takie złe, w postaci obrządku słowiańskiego czy kościoła narodowego mogłoby nawet wzmocnić pewne elementy tkwiące w zarodku w tradycji, rzecz jednak w tym, iż Kościół coraz bardziej oddalał się od swych pierwotnych zasad ku wszechwładzy kleru (w myśl zasady, że: papież / ksiądz ma zawsze rację, nawet jeśli jej nie ma, z samego tytułu bycia księdzem), przewagi litery Pisma i jego oficjalnej interpretacji nad duchem, żywym doświadczeniem boga, którym dla nas było życie wspólnoty; filozofii (teologii) i techniki (skuteczności) zbytnio nie ceniono, mając je za narzędzia tylko – pierwszej brakowało praktyki, drugiej polotu. Podobnie działały próby dworu rządzenia po europejsku, tzn. bez liczenia się z opinią publiczną.
Wychowani w rodzimym duchu Jagiellonowie, mimo swych monarszych ambicji, mieli świadomość, że w Polsce król musi współpracować ze społeczeństwem, jeśli jego działania mają służyć Rzeczypospolitej. Apogeum tej współpracy były lata 1560-te, jednak po 1569 się to załamuje (nawet na Zygmuncie Auguście trzeba było to ciągle wymuszać), zaś następcy Jagiellonów rzadko kiedy potrafili zrozumieć odmienność sytuacji króla w Polsce. Efekty tego były dla naszych dziejów dość smutne, radykałowie przeszli bowiem do permanentnej opozycji i obrony już zdobytych pozycji (poza nielicznymi, wciąż mając zresztą nadzieję na dogadanie się i nie próbując obalić monarchii w ogóle; rewolucyjna dyktatura mogła być zresztą równie, a może nawet bardziej upierdliwa niż ambitny król), ogół zaś po prostu zaczął wycofywać się z życia (biernie jedynie popierając radykałów). Po 1569 następuje ucieczka od spraw publicznych ku ziemiańskiej Arkadii (arianie wtedy właśnie tworzą komunę w Rakowie), skupienie uwagi na życiu ziemiańskim (gospodarstwo, życie towarzyskie, poezje spisywane w sylwach i krążące w odpisach bez próby publikacji (6)), potępienie dworu i życia w mieście. Ponieważ zaś rząd stale próbował wkręcić Rzeczpospolitą w jakąś wojnę i przy jej okazji wzmocnić swą władzę, regularnie co pokolenie dochodziło do kolejnych rokoszy, pokazujących rosnącą bezsilność obu stron (król nie mógł zrobić nic wbrew szlachcie, ta zaś nie mogła zmusić go do działań w interesie kraju). Nastąpił paraliż państwa (sejm rozbity vetem, by nie dopuścić do kupienia go i wzmocnienia rządu, który z kolei okazał się zupełnie nieudolny w latach „potopu”), społeczeństwo zaś rządziło się samo, długo obywając się bez wszelkiej władzy zwierzchniej. II połowa XVII wieku i początek XVIII to tzw. rządy sejmikowe (7). Sejmiki mnożone coraz to w nowych postaciach (elekcyjne, deputackie, relacyjne, gospodarcze…), często zbierające się bez zgody króla (by nie było podstaw do uznania tego za bunt, formalnie na jedną zgodę zbierano się i po kilkanaście razy, udając iż to ciąg dalszy zawieszonego, legalnie zwołanego zebrania), a nawet obradujące nieformalnie zjazdy szlachty przy byle okazji (przeglądu pospolitego ruszenia, odpustu czy kontraktów), już nie tylko słały posłów na sejm, do króla, czy zatwierdzały podatki, lecz same je uchwalały, zbierały kasę i wydawały ją na zaciąg własnego wojska, milicji wojewódzkich, które miały dbać o obronę i bezpieczeństwo tylko w danej ziemi. Prowadziły też czasami własną politykę zagraniczną, a w razie potrzeby organizowały się w skali kraju. To one po ucieczce Jana Kazimierza z kraju poderwały naród do walki ze Szwedami w czasie pierwszego „potopu”, a po drugim przeciw Sasom, przy pomocy których August II Mocny próbował dokonać zamachu stanu. Kres rządom sejmikowym na tą skalę położył Sejm Niemy 1717, uchwalając niewielkie, ale stałe podatki na armię.
Zimna wojna domowa między władzą a społeczeństwem -co pokolenie przeradzająca się w otwarty konflikt- trwała nadal, co -przy uchylaniu się [nie tyle życiu, co] od tworzenia historii przez naród i stale rosnącym nacisku z zewnątrz- nie wróżyło najlepiej. Elity społeczne z królem na czele bardziej bowiem dbały o prywatę niż publikę, nawet wobec kolejnych prób, a potem realizacji rozbiorów nie próbując na serio dogadać się z masami szlacheckimi. Jeśli już dochodziło do sporu między elitami a rządem – wobec zagrożenia swej pozycji ze strony mas wolały poddać walkę, idąc na zgniły kompromis, który czynił Rzeczpospolitą coraz bardziej bezwolną, a masy szlacheckie (bo o plebejskich w ogóle nie ma co mówić) nie umiały jasno uświadomić sobie sytuacji, olać przywódców „samoograniczającej się rewolucji” i zacząć samodzielnej polityki, do czego w dużym stopniu przyczyniał się też, jak wspominałem, katolicyzm.
Najnowsze komentarze