by admin

Jak Hucuł strażników w lesie przetrzymał

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Jeden Hucuł tytoń nosił w mieszkach z Węgrów, a swoim ludziom sprzedawał. Robił na tym interes i nieźle sobie żył. A drugi Hucuł, sąsiad miał złość do niego i doniósł, że tamten tytoń z Węgier nosi i sprzedaje naszym ludziom, Hucułom.
– Chodźcie za mną, panowie – powiada do rewizorów – pokażę wam, którędy ma on swoje przejście przez polanę i tam go pojmacie.
Poszli finanse za nim, a on zaprowadził ich na tę ścieżkę, kędy z tytoniem chadzał ten drugi. A była tam kłoda taka, że można było sobie usiąść na niej. Siedzą finanse i czekają na Hucuła, żeby, jak będzie niósł tytoń, go ułapić. Siedzą tak od rana do południa. A sąsiad tak się cieszy, że ich tam postawił i myśli sobie: „Oj, będziesz ty miał zarobek, jeszcze i chałupę stracisz!”
Akurat z Węgier niesie Hucuł mieszek tytoniu. Zobaczył tych finansów i mówi:
– O, widzę, panowie, że na mnie czekacie. Niosę tytoń, panowie!
A oni mówią:
– No i jak teraz będzie?
– Ha, panowie, jakoś to teraz z nami będzie.
Jeden finans zerwał się z tej kłody i chciał go uderzyć:
-Nie pyskuj!- mówi.
A Hucuł na to:
-Oj, panie, nie bijcie!
I ręka nie dosięgła do tego Hucuła. Już nie może go finans uderzyć.
-Siadajcie teraz, panowie, na kłodzie, niech protokół złożę.
Usiedli finanse na kłodzie, a ten wziął mieszek tytoniu na plecy i poniósł.
Tamci z kłody chcą się ruszyć, ale nie mogą. Jeden drugiego się pyta:
-Co to takiego?
A ten Hucuł powiada:
-Siedźcie, panowie, siedźcie, ja z tytoniem pójdę sobie, tam gdzie mam iść.
Siedzieli aż do wieczora, potem noc całą, drugi dzień siedzą. Na drugi dzień Hucuł idzie znowu po tytoń, bo tamten już sprzedał.
Finanse go poznali i proszą:
-Bój się Boga, człowieku, puść nas, nic ci nie zrobimy!
A Hucuł mówi:
-Siedźcie, siedźcie, dobrze wam tu będzie.
Znowu niesie mieszek tytoniu, sprzedał ten tytoń, a oni biedni siedzą wstać nie mogą.I tak mówią:
-Przyjdzie tu umrzeć, widać to nie żart!
Idzie Hucuł znowu koło nich, a oni proszą więc:
-Puść nas, człowieku.
-Nie- on na to.
Idzie już trzeci raz po tytoń na Węgry, przechodzi znowu koło nich i mówi:
-Panowie, już trzeci mieszek tytoniu niosę.
Zaczęli go prosić:
-Bój się Boga, zważ na swoją duszę, zważ na nas. Przyrzekniemy ci, że ani słowa nikomu nie powiemy, że tytoń nosisz. Przysięgamy tu przed tobą, że nigdy złego słowa ci nie powiemy, ino puść nas.
A ten mówi:
-Idźcie, panowie, idźcie, bo już czas, może się wam i trochę jeść zachciało. Ale pamiętajcie! A więcej nic wam nie powiem, co żeście tutaj ze mną gadali.
Jak przyszli te rewizory do wsi, to jeszcze zbili Hucuła, co im pokazał tego co tytoń nosił.

by admin

[Cudaczny list]

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

>Subject: Re: srodowisko we klimaty
    Date: Wed, 06 May 1998 13:45:19 -0700
   From: genowef@friko2.onet.pl
       To: monic@masa.com

1 wszyscy, którzy nie byli na zlocie sa wykluczeni, ale Ty jako osoba , 
która sie czyms interesuje zostajesz
21 lipca wielka akcja ws. Petke Masz wszystko zorganizowac, kilka dni 
wczesniej odbeda sie akcje lokalne w kazdym miescie. Ty robisz akcje 
podsumowujaca. Pogadaj z Petke jak to by mialo wygladac. Warto pojechac 
pod areszt gdzie Marcin bedzie siedzial lub prokurature, która wydala 
wyrok
Twoja w tym glowa
tylko nie pomysl sobie ,ze dlatego zostajesz, bo masz akcje robic.
dzieki za list od Jeza
m@lenistwo
ps. Nazli przestal mi sie podobac: Bylismy na plazy bo club byl zamkl'y;
				  Pilismy piwo i inne ciecze;
				  I.   Przyznal, ze jest skinheadem - to 
				       moglam przezyc
				  II.   Przyznal, ze jest faszysta - to 
				       moglam przezyc, zwazywszy fakt, ze 
				       zaczal zaraz nalewac sie z faszystow 
				       nazioli itepe
			  	  III.   Wyskoczyl do Toony (taka 
				       psychiczna przepychanka ale... ) - 
				       to juz mi sie nie podobalo.
				  IV.  Gdy szlismy Monciakiem spiewal 
				       faszystowskie piesni - to mi sie 
				       podobalo (pankowcy nie wiedzieli co 
				       sie dzieje - anarchisci z faszysta - 
				       kompletny postmodernizm)
				  V.  Zgubil przynoszacy mi szczescie 
		   		       dlugopis- to mi sie, kurwa, bardzo 
				       nie podoba - najbardziej jak mozna. 
				       Skutkiem tego na studiach jestem 
				       zgubiona. Nazli - bog wybacza 
				       rewolucja NIGDY...
by admin

Uwaga! Nadchodzą miastożercy!

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

(…)Poniższa ekspertyza została przygotowana na zlecenie Pełnomocnika Prezydenta Miasta Tczewa ds. Zapobiegania(…) Celem postawionym przed zespołem badawczym było określenie podstawowych deficytów emocjonalnych badanej populacji, z uwzględnieniem fobii urbanistycznych, lęków suburbialnych, zakresu występowania tzw. syndromu fraktalizacji psychiki oraz innych stanów socjopatycznych opisywanej w literaturze przedmiotu(…) W trakcie przeprowadzonych prac, reprezentatywną, losową próbę mieszkańców poddano wielokierunkowym, anonimowym badaniom ankietowym. W celu uzyskania pożądanego materiału badawczego zastosowano kwestionariusze standardowe z rozbudowanymi wariantami wyboru oraz polami typu „hyde park”. Podczas konstrukcji poszczególnych modułów ankietowych wykorzystano także model znany w literaturze jako „straight path”, co stanowiło miejscowy czynnik ograniczający wypowiedź respondenta do uzupełnienia podanego zdania o pojedyncze słowo, bądź izolowany związek słowotwórczy. Stanowiło to dopełnienie badawcze do znajdujących się w opozycji pól typu „hyde park”, zastosowanych obok. Taka konstrukcja ankiet podyktowana była przyjętym założeniem metodycznym badań – tzn. oparcia się w znacznej mierze na analizie psychosemantycznej uzyskanych jednostkowych wypowiedzi.
(…)Wyjątkowo niekorzystne warunki zaobserwowano pod tym względem na obszarach śródmiejskich. Ankietowani z tych obszarów wyraźnie definiują swoje najpoważniejsze niedobory. Wskazywane są głównie braki: „ciszy”, „wolnej przestrzeni dla samorealizacji”, „spokoju sumienia”, „świętego spokoju”, lub temu podobne. Respondenci pytani o określenie swoich niedoborów wizualnych w polach typu „hyde park”, najczęściej umieszczają tam: „brak szerokiej panoramy”, „nieestetyczny, syfiasty krajobraz”, „gnój na ulicach” percepowany w miejscu zamieszkania, prawie całkowite „przesłonienie horyzontu, księżyca i planet” przez zabudowę.
Osobną kategorią czynników wpływających na negatywną ocenę zamieszkania w mieście była frustracja komunikacyjna. Przykładowe uzupełnienia podanych w kwestionariuszu ścieżek typu „straight path” wskazują na powszechne występowanie stanów lękowych i agresji interpersonalnej. Wskazują na to częste w ankietach uzupełnienia typu: „W sytuacji konfliktu pierwszeństwa pomiędzy moim torem ruchu, a torem ruchu wózka inwalidzkiego staram się”: „wmanewrować przed wózek i przystopować połamańca”, „tak kombinować, żeby mnie hajnemedina nie zdublowała, (…)”, patologicznych reakcji w obrębie schematu jednostkowej decyzji komunikacyjnej w sytuacji typu „ja ustępuję w prawo, a on(a) też ustępuje w prawo” dowodzą wypowiedzi z pól wyboru: „takich ślepaków powinno się eliminować”, „zakazać takiemu korzystania z chodników”, „najgorsi są rowerzyści, jednemu wczoraj udało mi się za to skopać tylne koło” . W przedziale wiekowym 20 – 40 lat obserwuje się nawet nasilenie takich odczuć, u niektórych spośród badanych wyraźnie wzmagające frustrację, agresję i stany tzw. napięcia industrialnego (…)

by admin

Przedmieście – rodzynek w cieście?

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Mimo coraz lepszego zaopatrzenia, a może właśnie też z jego powodu, coraz bardziej dają się zauważyć braki pewnego artykułu pierwszej potrzeby – spokoju duszy. Wszystko to, co wpływa kojąco, staje się dobrem coraz rzadszym. Wygląda na to, że nawet niewidzialna ręka rynku jest w tym przypadku pusta i bezsilna. Cóż to za poniżająca i deprymująca sytuacja – u schyłku XX wieku pojawia się towar, na który popyt rośnie w astronomicznym tempie, zaś podaż maleje równie szybko. I to gdzie – właśnie w mieście, w którym znajdują się nieprzeliczone rzesze potencjalnych klientów. No rzesz kurwa mać! – czy nikt nie ma pomysłu na rozwiązanie tego problemu? Przy okazji można ubić całkiem niezły biznesik!
Zwłaszcza w mieście pojawiły się dramatycznie deficyty ciszy, odosobnienia, pustej przestrzeni, dających uczucie bycia (o)środkiem kosmosu. Brak perspektywy, widoków, brak panoramy, horyzontu, pozasłanianych coraz wyższymi budynkami. Miejski świat został okradziony z całej swojej magii przez szalonych urbanistów, mnożących kolejne budynki i kolejne piętra w nich. Jeśli ze szczytu najwyższej budowli miasta nie widać jego granic zatopionych w tajemniczym dywanie podmiejskich ogródków, poprzecinanych nitkami gościńców niknących w bandażach przydrożnych szpalerów lip i bujnych zagajników, to na chuj w mieście w ogóle wysokie budynki? Jeśli widać z ich szczytów tylko inne szczyty, innych wysokich budynków, zaś pomiędzy nimi rozpełzającą się po horyzont magmę ultraurbanicznego piekła, to miasto traci sens i styl. Nie jest już tym podniecającym pieprzykiem krajobrazu, do którego wyniosłych wież i charakterystycznych budowli ciągną niczym ćmy do lampy: kupieckie karawany, wycieczkowe autobusy kolonistów i wozy wieśniaków pełne wonnej i soczystej żywności. Zamiast być tym pieprzykiem, miasto coraz bardziej staje się wrzodem na dupie planety i naszej psychice. Coraz bardziej brak w nim tego wszystkiego, co jest naturalnym lustrem osobowego ja – swobodnej przestrzeni i panoramy z wysokiej wieży, dających poczucie dystansu i harmonii. Za to na ulicach miasta, w jego wnętrzach mieszkalnych i handlowych, na jego fasadach i frontonach coraz więcej małych lusterek, pokazujących, często skrzywione, drobne wycinki rzeczywistości. Te lustra i lusterka kawałkują coraz mocniej miejską rzeczywistość, odbijając bez końca obraz obrazu obrazu obrazu… I taka też staje się mieszczańska psychika – zaczyna ona przypominać porozpieprzaną na wszystkie strony, pospiesznie uciekającą bandę przerażonych, małych, plastikowych skurwieli. Jeszcze do niedawna ludzie, także w miastach, występowali głównie jako polifreniczni aktorzy teatru ich żyć, w których w danym momencie funkcjonowali jako robotnicy, klienci, członkowie rodziny, poborowi, spacerowicze, itd. Teraz, zwłaszcza w dużych miastach, zaczyna przybywać cielesnych pojemników na miliony maleńkich szaleńców, którzy zawładnęli duszami poszczególnych człowieków. Ludzie tak zdezintegrowani zaczynają coraz częściej nie wyrabiać z niczym. Wygląda na to, że właśnie totalna atomizacja dusz będzie najczęstszą chorobą psychiczną nadchodzącej nowej ery, a jej prawdziwym rozsadnikiem będą bez wątpienia miejskie molochy, pełniące rolę swoistych szamb socjopatycznych. Czy doprowadzi to w konsekwencji do zaniku głównych, dotychczasowych funkcji społecznych, na skutek powszechnej niemożności ich wykonywania w tym stanie – zobaczymy… A jeśli tak się stanie, to czy będzie to (bardzo przyjemny) koniec świata – to już temat nieco w bok i na później.
Wracając zaś do stanu duszy, a zwłaszcza ciała samego miasta, nie zaś tylko poszczególnych jego mieszkańców – miasto, im większe, tym silniej okrada ludzi z kosmicznego poczucia więzi. Zasłania zamiejskie tereny łąk, zagajników, może nawet okolicznych jezior, czy też pagórki porośnięte zdziczałymi krzewami i ziołami. Miasto nawet z czasem zagarnia te tereny dla swoich ohydnych przedmieść. Syfilitycznych suburbii żyjących gorączkowym rytmem przypływów i odpływów do centrum, ciągłym, nienasyconym pożądaniem bycia centrum, nie dającym się pogodzić z peryferycznością i tymczasowością biedy i slumsów. Równocześnie miasto odcina swoich mieszkańców od resztek tych życiodajnych terenów przyrody podmiejskiej, z której mogliby czerpać ciszę, zieleń, głęboki oddech, beztroskie zagubienie na słodkim łonie natury, dmuchawce, latawce, wiatr, czasem także rozrywkę przy niewypałach i niewybuchach. Zamiast tego nasyca dusze ludzkie widokiem morza śmieci podfruwających znad chodników, rzek pędzących śmierdzących hałaśliwych blaszanych puszek – samochodów, i temu podobnych zjawisk. Takie, codzienne widoki tworzą miłą perspektywę i harmonijne tło dla coraz liczniejszych wygłupów samobójców, agresywnych wyczynów subkultur bejzbolowych, czy szczekaniny krwiożerczych pysków biznes-chamów.
Zastanawiałem się ostatnio, podczas wędrówek po Warszawie, odbywanych dniem i nocą, czy miasto tak duże, jak to, daje chociaż coś w zamian. Gigantycznie spiętrzona materia wieżowców, nocna powódź świateł widzianych z ostatniego piętra, wielkomiejska galeria deformacji anatomicznych prezentowanych w podziemnych przejściach – wszystko to ma swój szalony urok, dostępny na pewnym poziomie estetycznej perwersji. Dla mnie jest to impreza nie do pogardzenia. Nawet w takim miejscu kosmos woła nas! Wystarczy tylko choć na moment zerwać z lepką i trywialną życiową krzątaniną mieszczucha – termita. Jak zauważyłem, w roli burzycieli smutnego i wyświechtanego porządku miejskich chodniczków znakomicie sprawdzają się dzieci. Bezkonkurencyjni są w tym ulicznicy. Potrafią oni ze znalezienia byle peta uczynić prawdziwe misterium smaku pierwszego jaranego za garażem szluga, zaś w podwórkowych kałużach przeglądają się oczyma Kolumbów i Magellanów. A co pozostaje dorosłym? Dla prawdziwych koneserów są oczywiście fantazyjne smaczki, takie, jak choćby Dworzec Centralny by night, oczywiście mowa o części tzw. techniczno – wentylacyjnej, w świetle latarki. Zakładając jednak, że nie wszyscy czytelnicy ww. periodyku pogodzą się z poświęceniem pory nocnego wypoczynku dla przeprowadzania niekonwencjonalnych wojaży, pozostanę przy mniej snobistycznych propozycjach.
W ekologii naukowej, tzn. nie w działalności na rzecz ochrony środowiska, lecz w dyscyplinie będącej częścią biologii, znane jest pojęcie tzw. ekotonu. Jest to najprościej mówiąc, obszar styku. Chodzi tu o styk pomiędzy dwoma ekosystemami. Obszary ekotonów są bardzo często bogatsze gatunkowo i bardziej różnorodne od sąsiadujących z nimi „czystych” wnętrz poszczególnych ekosystemów. Obszarom ekotonów w dziedzinie historii kultury mogłyby odpowiadać burzliwe i ciekawe obszary pograniczne, na których w ciągu wieków spotykały się różnorodne wpływy i prądy cywilizacyjne. W przypadku terenów miejskich, których penetrowanie chcę w tym artykule zarekomendować, odpowiednikiem ekotonów bywają wspomniane już przedmieścia. Rejony starych, położonych peryferyjnie dzielnic poprzemysłowych, zapomniane, podmiejskie dworce kolejowe, śródmiejskie nieużytki, zdziczałe ogródki działkowe, a nade wszystko okolice styku terenów zabudowanych i okołomiejskich lasów, zarośli nadrzecznych bądź wszelkiego rodzaju jeziorek, stawów, bajorek, nieczynnych żwirowisk i cegielni – oto prawdziwy raj dla miejskiego globtrottera, spragnionego mocnych i różnorodnych doznań. W takich miejscach zazwyczaj jest więcej roślin i zwierząt, niż w centrach miast, bywają tam także wspaniałe zabytki architektury, zwłaszcza postindustrialnej. Nade wszystko jednak rzuca się w oczy często bardzo duża odludność takich obszarów, mimo ich bliskości względem centrów. Pociąga to za sobą spokój, ciszę i kojący nerwy nastrój menelskiego pikniku pod kępą bzu czarnego. I o to właśnie chodzi. Czas spędzony w takich, przemiłych okolicznościach przyrody, urozmaicony konsumpcją przygotowanego zawczasu napitku i nabitku (od nabijać – oczywiście faję), na długo pozostaje w pamięci, będąc często jakże szokującym kontrapunktem dla śródmiejskiego blichtru i pogoni za cywilizacją centrum, coraz szybciej pomykającego ku bramom piekła.

anioł z przedmieścia

by admin

ZIELONA POLSKA NA DRODZE (do) UNII

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

W związku z ewentualnym wejściem do Unii Europejskiej mówi się dużo o konieczności restrukturyzacji polskiego rolnictwa, które jest ponoć zacofane, bo gospodarstwa są u nas często małe, używają mało maszyn i nawozów etc., słowem – za bardzo przypominają pola a za mało fabryki. Przemysł rolniczy, bo tak to trzeba nazwać, jest na Zachodzie bardzo rozwinięty, dzięki olbrzymim dotacjom produkuje dużo i ładnie, choć niezbyt zdrowo i smacznie. Rolnicy są tam kompletnie zadłużeni w bankach (w Niemczech przeciętnie 100 tys. DM na gospodarstwo, przy czym w ostatnich latach ich liczba spadła z 5 do 1 mln.. ), wielu nie wytrzymuje konkurencji i opuszcza wieś, powiększając liczbę bezrobotnych w miastach. Wprowadzenie wzorów europejskich w Polsce doprowadziłoby polskie rolnictwo do katastrofy, liczba bezrobotnych byłaby dużo większa niż na Zachodzie (tam przemysł wchłaniał przybyszy ze wsi przez kilkanaście dziesięcioleci a nie parę lat, a i tak większą ich część „odesłał” do Ameryki), zaś polskie rolnictwo byłoby całkowicie zależne od zachodnich technologii (wiele gatunków roślin, nie mówiąc już o maszynach, nawozach czy środkach ochronnych, jest opatentowanych), energii (ropę do traktorów czy kombajnów musimy importować) i kredytów, a także rynków zbytu na Zachodzie (a że nie stać nas na dofinansowanie w stylu zachodnim, zaś w negocjacjach celnych nie mamy większych szans jak pokazała sprawa cytrusów z Hiszpanii – walka o rynek byłaby przez nas przegrana).
Czy istnieje jakaś alternatywa ? Sądzę że tak, jest nią ekorolnictwo: gleby są u nas nadal czystsze niż na Zachodzie (na 19 mln. hektarów nadmiernie skażonych jest 1,5 mln., mniej niż 10 %), gospodarstwa nie są ani przetechnicyzowane jak na Zachodzie, ani skolektywizowane jak na Wschodzie, a warzywa i owoce choć nie zawsze wyglądają ładnie – są zdrowe i smaczne (identyczne i kolorowo błyszczące na Zachodzie zawierają za dużo nawozów, konserwantów itp., a smakują często jak papier toaletowy nasączony sokiem owocowym). Ekologiczna żywność mogłaby znaleźć uznanie nie tylko na polskim rynku, nadto można by produkować źródła energii naturalnej, rośliny dla przemysłu (len, konopie, wiklina itp.) oraz rozwinąć ekoturystykę (o ile starą malowniczą wieś, z pobliskim lasem lub czystą rzeką czy możliwością jazdy konnej etc., ktoś zechce odwiedzić, o tyle półmiejski ośrodek przemysłu rolniczego nie jest żadną atrakcją). Małe gospodarstwa rodzinne bez nadmiaru techniki, zwłaszcza zaś chemii, nie są tu przeszkodą lecz wielką zaletą i szansą na XXI wiek, dlatego powinniśmy ich bronić i jeżeli w ogóle coś dotować to nie „farmerów” a ekorolnictwo właśnie.

[Na podstawie info z konferencji prasowej Federacji Zielonych w dniu 16 X 97;
jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o ekorolnictwie, albo o zagrożeniach płynących z genetycznej modyfikacji żywności, piszcie na adres krakowskiej grupy FZ:
Darek Szwed, ul. Sławkowska 12, 31 – 014 Kraków z dopiskiem: „Menu na Następne Tysiąclecie”
Federacja Zielonych – Grupa Krakowska; tel. / fax: 012.222264 lub 012.222147]

by admin

POSTĘP

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Jest takie słówko i kryjące się za nim zjawisko, które przez ostatnie parę wieków kojarzono na ogół pozytywnie i tylko tracący pozycję dawniej uprzywilejowani (kler, arystokracja) lub kontrowersyjni intelektualiści (jak Rousseau) kontestowali je – mowa oczywiście o postępie, który miał oznaczać więcej wszystkiego, i rzeczywiście było więcej, tak dobra jak i zła… Postęp bowiem oznacza wzrost, a jak uczy taoizm – każda rzecz doprowadzona do skrajności zmienia się w swoje przeciwieństwo (koncentracja sił i środków w jednym ręku pozwala więcej zdziałać, ale i zaszkodzić: fabryka może wyprodukować więcej niż rzemieślnik, ale bandyta nie jest tak groźny jak generał czy inny dyktator; zresztą i fabryka traci dobre strony, gdy nie chce już tylko zarabiać na chleb, ale musi produkować dla zysku i przetrwania na rynku, choćby nie było na to popytu… Zaś nieszczęście polega na tym, że nie da się tych procesów wzrostu rozdzielić). Nasz świat ma swoje granice, choć fanowie postępu w XIX wieku (a co bardziej tępi i dziś) sądzili, że możliwości wzrostu są nieograniczone. Oznacza to, że żeby komuś coś dać, komuś trzeba zabrać. Rosnąca stale ludzkość poszerzała swą przestrzeń życiową kosztem przyrody, Zachód bogacił się kosztem swych kolonii, elita zaś kosztem spychania na margines coraz większej części społeczeństwa. Dziś bariery wzrostu widać już wyraźnie i coraz trudniej uczynić krok naprzód, bo coraz mniej można zabrać przyrodzie, krajom Trzeciego świata, biednym – mniej mają niż dawniej, a co więcej – stawiają coraz większy opór. Do ograniczonych umysłowo uczestników szczurzego wyścigu ta prawda dochodzi z trudem, kiedy natrafiają na opór myślą tylko jak wygryźć konkurencję. Cały świat ogranicza się dla nich do profesjonalizmu i profitów z tegoż, pracy i konsumpcji. Poza tym życie własne, nie mówiąc już o innych ludziach, a zwłaszcza przyrodzie, nie istnieje. Pytać: po co to wszystko ? nie próbują. Autorefleksja, jeśli w ogóle się pojawia, nie wychodzi poza kwestie typu: czemu nie wyszło, co zrobić by się nie dać, itp. Kiedy pytania robią się za trudne zawsze można sięgnąć po „rozrywkę”, zakorkować głowę jakimś dragiem czy powrotem do wyścigu o miejsce przy korycie…
Po co żyje człowiek ? Czy potrzebuje tyle śmiecia by udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie, by żyć w sposób szczęśliwy ? Czy ilość rzeczy, wynalazków, pieniędzy, informacji wokół nas poprawia jakość życia ? Czy nie żyło by się przyjemniej, gdyby każdy z nas miał dajmy na to domek z ogródkiem, zaspokojone podstawowe potrzeby, sporo czasu wolnego na kontakt z rodziną, sąsiadami, znajomymi, ale i na samotność, dla duszy… ?! Po co kierat szkoły, pracy, kariery, polityki, po co jechać daleko samochodem czy samolotem, oglądać inne światy w żurnalach, telewizji czy internecie ? Czy nie mamy do zrobienia niczego tutaj i teraz, czy musimy wciąż od siebie uciekać ? Więc na co to wszystko, skoro za każdym nowym osiągnięciem biegniemy jeszcze dalej, bo może tam coś się stanie, jakiś cud, który wszystko zmieni [„tym razem się nie udało, ale następnym razem na pewno też się nie uda”]. Pomijam fakt, że dla większości pozostają ersatze (podziwianie życia wielkich tego świata, którzy zabijają się z tej wielkości po pijaku, marzenie o szybkich samochodach w małym fiacie rozbitym przez tą chwilę nieuwagi, trzepanie kapucyna nad świerszczykami dla playboya czy chodzenie na wybory dla złudzenia o wpływaniu na rzeczywistość), a mimo to dla wielu to wystarcza, nadzieja na cud i spektakularne upadki tych z góry rozwiewają wątpliwości, przynosząc ukojenie, do następnego razu…
Ludzie zresztą tylko w niewielkim stopniu kierują swoim życiem, na ogół ulegają oficjalnym wizjom świata (od paru stuleci jest to obsesja wzrostu, postępu właśnie), które są tylko przykrywką dla interesów. Postęp nie zaczął się od pragnienia wzrostu, ale od rywalizacji. Wielcy tego świata wciąż pragną więcej, o wiele więcej niż potrzebują do zaspokojenia swoich najbardziej wyrafinowanych potrzeb, a by mieć więcej niż rywale – nie można stanąć w miejscu, bo wypadnie się z gry. Co z tego, że nie zjemy dwu obiadów na raz, ale trzeba wyrzucić w błoto lub zamknąć w sejfie i trzeci, by zakasować konkurencję. Postęp to w gruncie rzeczy koncentracja dóbr (także informacji, siły etc.) a nie ich wzrost – jeśli można coś rywalom zabrać czy zniszczyć – władza chętnie to uczyni, jeśli opór jest zbyt wielki – trzeba sięgnąć do bardziej wyrafinowanych metod, jak handel, a ostatecznie i produkcja (choć i tu idzie o to by odebrać rynek, zniszczyć konkurencyjną produkcję). Dlatego po kapłanach i wojownikach przyszli kupcy i fabrykanci. Bez władzy jednak masowa produkcja nie byłaby możliwa (to dzięki produkcji mundurów i broni dla armii w XVIII w. narodził się przemysł, to zamówienia wojskowe pozwoliły wyprodukować prototypy komputerów, a chęć kontroli polityki i rynku stworzyła mass – media. Na dobrą sprawę tak samo wyglądał zresztą początek cywilizacji, wielkie systemy nawadniania pól na Bliskim Wschodzie organizowane przez „święte PGR-y”, państwa – miasta kierowane przez kapłanów, pismo wymyślone dla potrzeb ich administracji itp.). Tyle że większość owego przybytku pożera właśnie owa władza (dla potrzeb ludzi produkcja wielokrotnie jest za wysoka). Buszmeni San z pustyni Kalhari na zaspokojenie swych potrzeb „pracują” (zbierając żywność) kilkanaście godzin w tygodniu, 2 do 4 razy krócej niż cywilizowani obywatele Zachodu, ba – stać ich nawet, by w razie nieurodzaju poratować sąsiednich cywilizowanych rolników. Czy warto więc trwać w tym kołowrocie ?! Odebranie władzy tego, co nam zabiera (z owoców pracy, ale i czasu wolnego) pozwoliłoby żyć w dostatku każdemu, a jednocześnie poprawiłoby klimat społeczny (np. przestępczość – nie byłoby zbytnio ani po co kraść -wszyscy mieliby na zaspokojenie potrzeb- ani jak – łatwo raz na jakiś czas obrobić bank, trudniej kraść każdy posiłek, a nadmiernych bogactw nikt by nie miał, bo i po co). Może więc zamiast liczyć na wzrost gospodarczy zająć się poprawą jakości życia materialnego, społecznego i duchowego przez zajęcie się sobą i odrzucenie systemu ?! Albo przestać narzekać na niedogodności cywilizacji, stanie w korkach, narkomanię, rozboje, brud, hałas etc., skoro sami przyczyniamy się do ich wzrostu, choćby i tolerując pazerność władzy!
A może po jednym głębszym i zapomnieć o cenie, którą przychodzi nam płacić za postęp, z gębą wlepioną w telewizor (czy czego tam używacie; w końcu jak mawiał koleś od MTV [mocne tanie vino]: nieważne, papież czy Merlin Monroe, CeKaeM czy pół litra, ważne by zwalało z nóg) ?! Do następnego razu…

Russo
by admin

Marcin Petke kolejnym więźniem sumienia w Polsce?

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Żądamy przyznania służby zastępczej Marcinowi Petke, skazanemu przez sąd wojskowy na pół roku więzienia za odmowę odbycia służby wojskowej! Komisje wojskowe nie mogą rozstrzygać o sumieniu człowieka!

O co chodzi w sprawie Marcina Petke

Łamanie prawa przez instytucje państwowe nie jest w Polsce czymś specjalnie rzadkim. Szczególnie ciężko jest obywatelowi dociekać swoich praw, gdy sprawy rozstrzygają przedstawiciele państwowej strony sporu, a nie niezawisłe sądy.
W takiej sytuacji znalazł się właśnie 23-letni, mieszkający w Kartuzach, Marcin Petke który, korzystając z przysługującego każdemu poborowemu prawa, ubiegał się o przyznanie mu służby zastępczej. Swoją decyzję uzasadnił przekonaniami pacyfistycznymi oraz zakazem zabijania leżącym u podstaw bliskich mu religii (katolicyzmu i buddyzmu). Okazało się jednak, że piąte przykazanie „nie zabijaj”, według katechizmu religii katolickiej nie obowiązuje w wojsku, a osoba traktująca serio zasadę miłości bliźniego ma możliwość albo zmienić swoje poglądy albo skończyć w więzieniu. Komisja poborowa bowiem wykonała sąd nad sumieniem Marcina i uznała, że poglądy jego nie są „wystarczająco ugruntowane”, a w związku z tym musi on odbyć służbę wojskową.
Nie wzruszył komisji poborowej nawet fakt, że już dwóch przyjaciół Marcina, odbywając „zaszczytny” obowiązek służby wojskowej popełniło samobójstwo. Sam Marcin mając w pamięci los swoich kolegów jest tak zde­ terminowany i zrozpaczony, że zapewnia iż prędzej się zabije niż pójdzie do wojska. Badania psychologiczne wykazały u niego skłonności socjopatyczne, jednak to także nie zmieniło werdyktu Sądu Garnizonowego w Gdyni, który za „uchylanie się od odbycia służby wojskowej” skazał Marcina na pół roku więzienia bez możliwości zawieszenia. Wyrok ten podtrzymał i uprawomocnił Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu, tak więc skazany, dotychczas sądzony wyłącznie przez sądy wojskowe, aby móc wreszcie odwołać się do niezawisłego sądu cywilnego musi się ukrywać przed wymiarem „sprawiedliwości”. Trzeba też pamiętać, że nawet po ewentualnym odbyciu wyroku Marcin wróci do punktu wyjścia i o ile nie zabije się w więzieniu, lub nie zmieni poglądów, czeka go kolejne wezwanie do wojska i kolejna sprawa o „uchylanie się…
Członkowie komisji i sądów wojskowych nie ponoszą oczywiście żadnej odpowiedzialności za błędy, w wyniku których do armii trafiają ludzie tacy jak dwaj nieżyjący już koledzy Marcina czy on sam. Tak więc skazujący go kpt. Andrzej Wilczewski może spać spokojnie, gdyż o rozterki natury moralnej nie należy go podejrzewać.

Co to jest służba zastępcza

Służba zastępcza zgodnie z Konstytucja RP oraz ustawą o powszechnym obowiązku obrony RP przysługuje każdemu obywatelowi, którego religia lub zasady moralne uniemożliwiają odbycie służby wojskowej. Trwa ona o pół roku dłużej niż zasadnicza służba wojskowa i polega na skierowaniu poborowego do społecznie użytecznych prac cywilnych (takich jak praca w zakładach służby zdrowia i opieki społecznej, ochrony środowiska, gospodarki wodnej, ochrony przeciwpożarowej itp.), gdzie pracuje za żołd i równowartość wiktu i wojskowego opierunku. Tak więc może on „na służbie” pomagać niepełnosprawnym, pracować jako salowy w szpitalu, albo budować gdy jest czas wały przeciwpowodziowe, tak by jego kolega – żołnierz nie musiał ratować powodzian gdy jest za późno. Nie jest to jak widać zajęcie atrakcyjne, o czym świadczy fakt, że tylko około 2% poborowych zwraca się o jej przyznanie. Nie zagraża ona więc, wbrew twierdzeniom niektórych jej wrogów, liczebności polskiej armii.
Przy przyznawaniu służby zastępczej dyskryminowaną grupę stanowią… katolicy, ze względu na… niejasne stanowisko Kościoła (pierwsi chrześcijanie nie służyli w armii, aktualny Katechizm Kocioła Katolickiego dopuszcza posiadanie armii przez państwa, niektórzy mistycy katoliccy – np. de Mello – odrzucają wojsko itd.). Nie powinni oni zdaniem zasiadających w komisjach trepów i urzędników posiadać wątpliwości natury moralnej wobec kwestii morderstwa na zlecenie, do którego choćby zobowiązuje rota przysięgi wojskowej. Proceder ten, który na własnej skórze odczuł choćby Marcin Petke jest całkowicie bezprawny i opiera się jedynie na widzimisię komisji wojskowych.
Pomóż Marcinowi Petke, którego państwo postawiło w sytuacji bez wyjścia i wyślij, pod któryś z poniższych adresów żądanie pozytywnego rozstrzygnięcia sprawy Marcina. Jutro być może Ty lub ktoś Ci bliski znajdzie się sam w podobnej sytuacji.
Adresy, na które warto pisać:
RZECZNIK PRAW OBYWATELSKICH; Al. Solidarności 77; WARSZAWA

KANCELARIA PREZYDENTA RP; Ul. Wiejska 10; WARSZAWA

MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI; Al. Ujazdowskie 11; WARSZAWA

IZBA WOJSKOWA SĄDU NAJWYŻSZEGO Ul. Ogrodowa 6 WARSZAWA

by admin

RYTUAŁ

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Rytuał jest zanikającą formą życia zbiorowego. W naszym społeczeństwie jego pozostałości są dostrzegalne w istnieniui zwyczajów tzw. fali. Mycie kibli szczoteczką czy „kręcenie wora” to zdegenerowane formy inicjacji do wspólnoty. Forma ta jest może nie bolesna (bo np. u Dogonów inicjacja polega na usunięciu kobiecie łechtaczki, a mężczyźni napletka; bez tego nie mogą oni przejść do świata dorosłych), ale nie ma innego celu poza wyładowaniem się frustratów przez agresją i odebranie godności drugiemu człowiekowi.
Inną formą szczątkowych rytuałó są ceremonie kościelne. Są one martwe, bo odtwórcze, oparte wyłąćżnie na tradycji i naśladownictwie, bez możliwości wyrażenia swego indywidualnego charakteru. Chrześcijaństwo wraz z pożądanym kosmopolityzmem przyniosło standaryzację wierzeń, świąt i zwyczajów. Normalizacja jest jednak zawsze formą usztucznienia (to co sztywne nie faluję wraz z potrzebami jednostki czy wspólnoty), a od sztuczności już tylko krok do martwoty.
Żywy rytuał może pełnićbardzo ważną rolę. Pomaga rozwinąć jednostkowe predyspozycje, zwielokrotnić wrażenia, wytworzyćpoczucie bezpieczeństwa w przypadkach zbytniego oddalenia się od „rzeczywistości”. Rytuały, w których często bezmyślnie uczestniczymy były kiedyś wyrazem indywidualności naszych przodków. Lecz my to nie oni (a właściwie my to oni, ale do pewnego stopnia). Oni uczestnicząc, tworzyli (zapewnie przednie się przy tym bawiąc), my kopiujemy, standaryzujemy, bez serca, bez myśli. Co śmieszniejsze poddajemy temu zabiegowi wyobrażenia o naszych przodkach. Np. to co dziś nazywamy tradycyjnymi strojami ludowymi miało dziesiątki, setki form. Opierając się na pewnym kanonie, każda wieś miała własne stroje rytualne, a nawet wewnątrz wspólnoty były one zróżnicowane, bo jeden bogatszy, drugi uboższy. Cepeliada stworzyła wrażenie, że stroje „tradycyjne” były identyczne jak chińskie mundurki.
Przy pomocy rytuału celebrowano, kontemplowano i oswajano wielkie wydarzenia ludzkiego i kosmicznego życia: narodziny, dojrzewanie, przekwitanie, Wielką Przemianę – Śmierć i inne ważne procesy. Rytuał łączyłjednostkę z kosmosem. Wciągał zarówno umysł jak i ciało. U jego podstaw leży świadomość, że o tym co nas otacza można nie tylko mówić, ale można też otym śpiewać, malować, tańczyć. My (w cywilizacji europejskiej) ostatnimi czasy skupiamy się zbytnio na słowie. O bycie gada się i pisze (he,he). (Mam czasami wrażenie, że od tego gadania on się kiedyś przetrze i powstanie dziura). Nie znam jednocześnie żadnych rytuałów, których istotą i zarazem jednocześnie jedynym elementem byłoby gadanie. Jesteśmy ofiarami uprzedmiatawiającego słowa.
Rytuał przez kkrańcowe doświadczenia (dzięki środkom psychoaktywnym, tańcowi, śpiewom) otwierał nowe drogi poznania. Dzięki zbiorowemu uczestnictwu i współtworzeniu następowało zwielokrotnienie wrażeń. Ono powodowało dostrzeganie niedostrzegalnego i pomijanie tego co na codzień ładuje się z butami.
Dziś zamykamy sobie wiele dróg poznania. Uczestnictwo w święcie kościelnym czy „narodowym” jest nic nie warte i nudniejsze od oglądania telewizji. Jednak nikt nam nie zakazuje (jeszcze he,he) tworzenia własnych rytuałów. Czerpania pełnymi garściami ze wszystkich cywilizacji, komponowania elementów różnych kultur, a przede wszystkim wsłuchiwania się i tworzenia własnych elementów rytuału, według tego co się nam wykontempluje. Wystarczy trochę odwagi i niepokory wobec narzucanej tradycji.

 

Człowiek ze Wzgórza Czarnego Królika
by admin

RATUNKU POLICJA!

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Brutalne zabójstwo maturzysty Tomasza Jaworskiego wstrząsnęło opinią publiczną. Sprawa ta podejmowana była przez wszystkie nieomal media. Rzeczowe relacje ustąpiły jednak miejsca ogólnej histerii, w której celowała zwłaszcza TVP. Prezentowane na szklanym ekranie wywiady z premierem, ministrami i policjantami zajmującymi się tą sprawą, miały nas przekonać, że jedyna instytucją mogącą zapewnić nam bezpieczeństwo jest policja. Ale aby mogła ona sprostać temu zadaniu potrzebuje więcej nakładów finansowych oraz zwiększenia swoich kompetencji (komicznie wyglądały błagania o przywrócenie kary śmierci, zwłaszcza w ustach tych, którzy jeszcze niedawno wnosili o jej zniesienie – tzw. kiełbasa wyborcza).
Propozycje te mają uzdrowić polską policję i być swoistym panaceum na problem przestępczości.
W tym samym czasie Kuratorium Oświaty w Gdańsku zlikwidowało ok. 100 etatów w placówkach oświatowo-wychowawczych w całym województwie. Bo niby po co zajmować się dziećmi i młodzieżą. Podobnie wygląda kwestia funduszy rządowych na profilaktykę środowiskową. Co roku są one zmniejszane, gdyż ministrowie, a co za tym idzie i rząd nie widzą konieczności pracy z młodzieżą pochodzącą m.in. ze środowisk potencjalnie zagrożonych przestępczością.
W rezultacie można dojść do wniosku, że władza, jak gdyby świadomie nie zwraca uwagi na konieczność likwidacji przyczyn działań przestępczych, a jedynie policja zapewni im pełne bezpieczeństwo. Nic bardziej fałszywego!
Próby zwiększenia kompetencji policji muszą budzić obawy zwykłych obywateli, gdyż powtarzające się nadużycia władzy przez tzw. „stróżów porządku” (Białystok, Łapy k.Łomaz, Warszawa, Bytom, Wrocław, Sopot) stanowią właśnie dla nas wszystkich, a nie dla przestępców, których policja się boi, potencjalne zagroźenie .

Piotr
by admin

Nigeria iS hell

9 sierpnia, 2013 w Inne, Stare LaBestie by admin

Przed dwoma [w 1996 r.] laty Ken Saro Wiwa oraz ośmiu jego towarzyszy zostało skazanych na śmierć tylko dlatego, że upomnieli się o przestrzeganie podstawowych praw człowieka we własnym kraju.
Wraz z odkryciem złóż ropy naftowej w Kraju Ogonich (pd. Nigeria) w roku 1958 zapoczątkowany został rozwój, który zmienił oblicze kraju. 80% dochodów państwowych oraz blisko 90% dochodów dewizowych Nigerii pochodzi z wydobycia ropy naftowej w delcie Nigru. W 1977 roku ówczesny rząd zalegalizował konfiskatę ziemi w Kraju Ogonich, nie uznając przy tym prawa jej właścicieli do odszkodowania.
Za niewyobrażalne zniszczenia środowiska – spowodowane licznymi wyciekami ropy z rurociągów oraz wypalaniem się gazu nie poczuwa się odpowiedzialny ani rząd, ani firmy wydobywcze (głównie SHELL, ale także AGIP, MOBIL), ani zamieszkujący kraje wysokorozwinięte konsumenci wyrobów tychże koncernów. Duża część społeczności żyje nędzy – oderwana od tradycyjnych metod życia jak rybołówstwo a ponadto dyskryminowana m.in. przy zatrudnianiu w wydobyciu ropy naftowej.
By bronić się w pokojowy sposób przeciw wywłaszczeniom oraz dyskryminacji, Ogonii utworzyli w roku 1990 ruch MOSOP (Ruch na Rzecz Przetrwania Ludu Ogonich) – nie uznający przemocy jako metody walki.
MOSOP domaga się politycznej autonomii oraz ekologicznej, społecznej i ekonomicznej sprawiedliwości. W wielonarodowej Nigerii żyje ponad 200 grup etnicznych. Jedną z nich stanowią Ogonii zamieszkujący deltę Nigru, a liczący ok. 500.000 osób.
Członkowie MOSOP są od roku 1993 obserwowani, wzywani do przesłuchania i często torturowani przez służby specjalne. Morderstwo czterech Ogonich podczas jednej z manifestacji, zostało wykorzystane przez rząd wojskowy jako pretekst do rozprawy z opozycją. W związku z tym morderstwem stracono w październiku 1995 roku przywódcę MOSOP – Kena Saro Wiwę oraz ośmiu innych opozycjonistów. W międzyczasie
19 dalszych osób należących do Ogonich zostało postawionych przed Wojskowym Sądem Specjalnym w związku ze wspomnianym morderstwem. Przez długi czas przetrzymywani byli bez postawienia konkretnych zarzutów.
Proces 19 Ogonich przed sądem jest wciąż odwlekany, gdyż jak twierdzą władze Sąd musi być zlustrowany pod względem prawowitości. Postawienie uwięzionych przed „Magistrat Court” zdaje się być zatem kolejnym elementem rządowej taktyki opóźnienia procesu i ostudzenia międzynarodowych protestów.
Istnieje uzasadniona obawa, że zatrzymani zostaną po nieuczciwym procesie skazani na śmierć lub długie więzienie. Mogą zostać podobnie jak Saro Wiwa uznani za winnych morderstwa, mimo że tylko uczestniczyli w demonstracji, podczas której do niego doszło.
Obecnie wielu z nich wymaga natychmiastowej opieki lekarskiej, gdyż choruje ze względu na niewłaściwe warunki w więzieniu.
A jak poza tym żyje się w Nigerii?
Brak wolności słowa oraz samowolne aresztowania: Mimo iż nigeryjska konstytucja uznaje prawa wolności słowa, zgromadzeń oraz stowarzyszeń w rzeczywistości nie są one jednak respektowane. Wciąż prześladowane są osoby zaangażowane w opozycji lub krytykujące w jakikolwiek sposób rząd. Dotyczy to związkowców, ekologów oraz rzeczników praw człowieka. Tak np. Gani Fewehinm – prawnik i rzecznik praw obywatelskich ze względu na swą aktywność na rzecz praw człowieka więziony jest od stycznia 1996 bez postawienia mu jakichkolwiek zarzutów.
Tortury oraz więzienie bez możliwości kontaktu ze światem: Często właśnie opozycjoniści więzieni są przez nieograniczony czas bez możliwości kontaktu ze światem. Dekretem nr 2 z 1984 rząd może doprowadzić do milczenia każdego niewygodnego krytyka. W celu wymuszenia zeznań świadkowie oraz oskarżeni poddawani są torturom lub nieludzkiemu i poniżającemu traktowaniu.
Egzekucje: Zastosowanie kary śmierci wzrosło dramatycznie podczas trwających od 1993 roku rządów wojskowych. W roku 1995 stracono co najmniej 105 osób, przeprowadzając egzekucje często publicznie. Należy także pamiętać, że nieustannie dochodzi do egzekucji (raczej morderstw) dokonywanych przez służbę bezpieczeństwa bez wyroku sądowego.
Wszelkie reformy, o których zapewnia od czerwca 1996 rząd Nigerii mają charakter pozorny, a w rzeczywistości oprócz uspokojenia opinii światowej służą jedynie mnożeniu administracji sądowej, która jak i dotychczas jest w pełni uzależniona od rządu.
Za AMNESTY INTERNATIONAL Wrocław