Mitozofia sarmacka
8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany
Biało – czerwona albo jawne rozdwojenie
Wszystko to znalazło swoją kontynuację i po rozbiorach, trwając niemal po nasze czasy, tyle że teraz stawało się to coraz bardziej jawne. Czerwoni [demokraci, potem socjaliści] wywodzący się najczęściej z drobnej szlachty, która z czasem stała się główną bazą rekrutacyjną inteligencji, coraz częściej odwoływać poczęli się do ludu, zrazu chłopów, ale potem -i to realniej- do robotników. Biali, nienawidzący samej idei drobnoszlacheckiej rzeczypospolitej arystokraci i, idąca w stronę burżuazji, bogatsza szlachta, potem mieszczaństwo, stawiali na hasła polako-katolickie, kolaborując często, a przynajmniej paraliżując walkę z zaborcami, przy czym -co gorsza- w obronie społecznego konserwatyzmu hamowali dopływ plebejuszy do narodu (ten nie jest bowiem tym samym, co plemienność, nie istnieje sam przez się. Naród musi być stworzony, a jego uczestnicy muszą zgłosić doń akces, czynnie się weń zaangażować). Choć więc biali dużo mówili o Polsce, to czerwoni działali w praktyce na jej rzecz, żądając zrazu powszechnego uszlachcenia, potem zaś uwłaszczenia często ruskich chłopów i równouprawnienia Żydów (co było warunkiem ich włączenia się do narodu) i wymuszając to serią powstań na zaborcach (jest charakterystyczne, że gdy sprawy te załatwiono powstania się skończyły, zaczęła bowiem powstawać na miejscu dawnej, tradycyjnej Rzeczypospolitej nowa Polska). Nie w pełni się to powiodło, istniały bowiem teraz dwie Polski w jednej, zmieniono bowiem formułę narodu z wielo- na monoetniczną, odtrącając tym -zwłaszcza na kresach- znaczną część potencjalnych jego uczestników (8).
Pamięć o dawnej Rzeczpospolitej żywa była jeszcze w epoce mesjanizmu, który podniósł na poziom filozofii [Cieszkowski, Trentowski, Libelt etc.] i sztuki wysokiej [m.in. Słowacki w dramatach i Mickiewicz w autoironiczno – apologetycznej epopei Pan Tadeusz czy pismach agitacyjnych] idee odwiecznie żywe wśród ludu szlacheckiego: niechęć do życia miejskiego i tyranii; wizja demokratycznego kościoła narodowego, wolność, równość, braterstwo, połączone teraz z poczuciem misji walki za naszą i waszą, drogi przez polskość do ludzkości oraz próba syntezy Wschodu i Zachodu, a na Zachodzie – praktyczności południa i wiary północy. Widać tu jednak i rosnące napięcie między duchem a czynem, świadczące o gubieniu harmonii, co miało w następnej epoce doprowadzić do rozdwojenia na jednostronne i przez to fałszywe alternatywy, skutkiem czego pamięć ta nie zdołała się utrwalić i przetrwać epoki powstań. Wraz z klęską Komuny Paryskiej przestała istnieć Wielka Emigracja, główna ostoja owej pamięci. W kraju bowiem coraz silniejszy był lojalizm wobec zaborców ze strony elit, a z drugiej strony duch rewolucji socjalnej podsycany przez niepodległościową inteligencję. O ile biali (tak arystokratyczni monarchiści, jak i mieszczańscy nacjonaliści) zawsze byli fanami rządu, o tyle czerwoni (mniej szlacheccy demokraci, bardziej socjalizująca inteligencja) stali się nimi dopiero po rozbiorach, przeciw obcym pragnąc stworzyć własny [choć nie zaginął (9) nigdy w pełni duch Samorządnej Rzeczypospolitej, obecny w ideach mesjanistów, Abramowskiego, niektórych ludowców, socjalistów i syndykalistów z połowy naszego wieku, czy powojennych protestów robotniczych z Solidarnością z 1980/81 na czele]. Po pierwszej (~1543/1863) rodziła się Polska druga (~1863/1989).
I znów to nie strona polako-katolicka, mimo teoretycznej przewagi, stała się jej twórcą. Stało się tak, ponieważ Polska musiała -rezygnując z własnej, oddolnej drogi budowania Rzeczypospolitej- nadrobić zaległości w tzw. postępie w stosunku do Zachodu (stworzyć silny rząd, przemysł, oświatę itp.), a prawą drogą zrobić się tego nie dało, przynajmniej w rozsądnym czasie. Potrzebna była interwencja państwa w stopniu silniejszym, niż stać na to było endecję i jej sojuszników. Do tego fanatyzm narodowo-religijny sprawiał, że dla części obywateli II RP rząd tzw. Chjeny był nie do przyjęcia, zaś w wojnie domowej (1926, 1945) okazała się stroną słabszą, pozbawioną przez skatoliczenie pałeru (co widać choćby na przykładzie ewoluowania endecji). Bo trzeba stwierdzić, że to katolicyzm od zawsze był ową kulą u nogi, która nie pozwalała nam rozwinąć skrzydeł. Zrazu był jeszcze ceną za uznanie przez świat naszej odmienności i dostęp do dorobku cywilizacji łacińskiej, lecz z czasem stało się to nieaktualne, ba – od oświecenia wręcz działało na opak. Niestety, zbyt nasiąknęliśmy owym Ciemnogrodem (z wzajemnością – nietrudno bowiem w nim dostrzec chociażby wielu elementów zdegenerowanego mesjanizmu, czy sloganów dawnej Solidarności), więc -by się od tego uwolnić, odzyskać jasność i pałer- trzeba było wyjść poza polskie bagienko, a to groziło alienacją, a nawet zdradą. Odkąd bowiem duch i litera jawnie poszły osobnymi drogami, trudno odnaleźć dawną jedność, a walka pomiędzy białymi i czerwonymi do dziś wielu ludziom zaciemnia istotę rzeczy.
Najnowsze komentarze