Mitozofia sarmacka
8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany
Przypisy:
1) Osobiście sądzę zresztą, iż był to splot okoliczności historycznych i warunków naturalnych: zbyt małe przeludnienie, by rozwinęły się silne miasta, będące podstawą silnego państwa, a jednocześnie rozwój społeczny dość duży, by wyjść na poziomie ponadplemiennym poza etap państwa ręcznie sterowanego przez władcę.
2) Na marginesie heraldyki i jej związków z tamgami chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym symbolu, który jest dla mnie charakterystyczny; idzie o powszechny na lechickich ziemiach polsko-ruskiego pogranicza krzyż z półksiężycem, niekiedy bogato rozbudowany, występujący na świątyniach różnych wyznań od lutrów przez katolików i unitów po prawosławnych. Kiedy przed laty pytałem o jego znaczenie księdza-przewodnika w muzeum archidiecezjalnym w Przemyślu, stwierdził iż to ślad po… tureckim podboju {J}; rzecz realna w Kamieńcu Podolskim, niezbyt prawdopodobna w Przemyślu, na Litwie / Białorusi jest już czystą fantazją, a skoro tak – wolę moją własną, jako bliższą prawdy; otóż dla mnie jest to forma jednoczącej przeciwieństwa i manifestującej pełnię mandali, krzyż jest tu bowiem symbolem słońca, mocy duchowych, światła, gdy księżyc to królestwo życia. Razem, łącząc ogień z wodą, niebo i ziemię, pana z bogiem, jang i jin – stają się symbolem tao, świętego [tzn. mocnego nie~działaniem] króla, Króla Ducha, pełni, która była od zawsze obsesją Słowian, jak pokazuje mit o stworzeniu świata, obsesji żywej jeszcze w naszym mesjanizmie. Można zresztą ów symbol odnaleźć także w herbach itp. znakach już od ~IX/XI w. Półksiężyc (czasem podkowa itp., często srebrna) z krzyżem (często złotym, czasem z mieczem, a nawet strzałą itp.), niekiedy w formie -jak w bajkach i mitach- zredukowanej lub zwielokrotnionej, występują w herbach Szeliga, Łada, Chrynicki, Drzewica, Ratułt, Przegonia, Ostoja, Czewoja, Cholewa, Belina, Tarnawa, Prus III, Osorja / Pogwizd, Boża Wola, Jastrzębiec, Nowina, Białynia, Mądrostki, Harasimowicz, Gryf, Bolesta, Dołęga, Lubicz, Pobóg, Krzywda, Dąbrowa, Trzaska, Kopaszyna, Kotwica, Kostrowiec etc. Na dobrą sprawę -uwzględniając, iż pierwotne formy kreskowe upostaciowiono dopiero pod wpływem wzorów zachodnich- można powiedzieć, że wiele tamg stało się herbami przez dodanie krzyża, co potwierdzają zresztą odmiany z XIII i XIV (XVI) w., pierwotnie często go pozbawione (znana jest za to tamga -krzyż z półksiężycem- z kurhanu książęcego w Melitopolu na Ukrainie). Widać to i w tryzubach ruskich i litewskich kniaziów [a zwłaszcza huculskich górali], które wywodzą się z tamg królewskich, będąc ich dolną połówką; w formie klasycznej, z krzyżem jako połówką górną prezentuje to herb Radwan, z kolei pierwotna forma Leliwy przedstawia półksiężyc z krzyżem skośnym [x], potem dającym gwiazdę, na osi / drzewie życia, czyniącej półksiężyc tryzubem. Kto zna znaki przed- i wczesnoheraldyczne nie zdziwi się takimi woltami. Owo dodanie słonecznego krzyża do półksiężyca jest znakiem rewolucji jaka dokonała się w wierzeniach poprzez przejścia od misteriów publiczno-doczesnych ku czci życia (sobota Saturna) do misteriów prywatno-wiecznych ducha (niedziela Słońca), tyle tylko, że inni wraz z przejściem z pogaństwa na chrześcijaństwo o życiu zapomnieli, ba – zrazu nazwali wszystko co się z nim wiązało diabłem, zwalczając kulty płodności i ich księżycową boginię / matkę (albo czcząc owo życie potem, ale w wersji zdesakralizowanej), gdy u nas zachowano dla życia i jego pani cześć -choć w schrytianizowanej formie- kto wie czy nie większą niż dla pozostałej trójcy świętej. Kult Matki BJskiej Ziemi jest zresztą niezbędnym dopełnieniem rozwoju duchowego, przejawem troski o jego życiowe oparcie, zaś wyrazem archetypowej pełni jest właśnie czwórca święta, której symbolem są trzy górne ramiona krzyża i księżycowa podstawa. A że o czwórcę szło jednoznacznie przekonuje krzyż na kościele uniwersyteckim w Wilnie, gdzie chadzał Mickiewicz, z monogramem Maryi, Jezusa i Ducha św. oraz trójkątem / okiem Boga Ojca. I znów nie ma dla mnie znaczenia jaką formę zewnętrzną przyjął duch, zwłaszcza iż dwuwiara była u Słowian czymś zwyczajnym. Wśród ludu żywa była jeszcze do progu naszych czasów jako chrześcijaństwo naturalne, jak to w stosunku do sąsiedniej Rumunii określił Eliade, czyli duchowy kult sił przyrody pod imionami świętych.
3) Negowanie autorytetów było zresztą naszą specjalnością nie tylko w religii, ale i w polityce, nauce, czy kulturze. Wystarczy przypomnieć Kopernika (astronomia), Miechowitę i Wapowskiego (geografia) czy Zawiszę i Dunin – Karwowskiego (biorących stronę rzeczypospolitej przeciw ustrojowi mieszanemu, zachwalanemu przez liczne autorytety, by już nie wspominać o odrzuceniu władzy absolutnej), którzy to negowali nieomylność uczonych w piśmie na rzecz życia, rzeczywistości, bo koń jaki jest, każdy widzi. Praktykę w ogóle ceniono wyżej od teorii, stąd mało dziś można o dawnym świecie naszym poczytać, zwłaszcza gdy ma to być coś jego własnymi słowami pisane, a samego świata tego już nie ma. Zachód zaś, a poniekąd i Wschód, wolały podłą praktykę i szlachetne teorie, które w życiu znaczyły niewiele, lecz mocniej zaistniały w historii…
4) Nawiasem mówiąc, dobra królewskie i kościelne traktowano jako wspólne, mające służyć Rzeczypospolitej, nagradzaniu nimi wiernej służby, opłacaniu urzędników, finansowaniu oświaty i obrony. Na tym tle doszło do sporu szlachty i kleru w okresie reformacji i ruchu egzekucyjnego, który ciągnął się aż do rozbiorów. Szlachta sądziła, iż zbudowane przez jej przodków i obdarowane dobrami kościoły są jej własnością, pozostając w depozycie kleru pod warunkiem wywiązywania się z nałożonych nań zadań (oświaty, opieki nad ubogimi itp.), próbowała więc sama obsadzać proboszczy, pobierać dochody z dziesięciny itp., a kiedy Kościół to negował, często zabierała kościół i przechodziła wraz z nim na kalwinizm czy inne wyznanie. Potem z kolei zaczęto głosić coraz częściej, że dobra kleru są rezerwą utworzoną przez przodków na potrzeby Rzeczypospolitej i domagać się ich przekazania na obronę, co zrealizowano częściowo w II połowie XVIII w.
5) Prowadziło to do zapominania o istocie rzeczypospolitej na rzecz różnych formalności, fałszywej unii kościelnej z prawosławiem i sprowokowania świętej wojny z Rosją etc. (niedopuszczenie unitów przez biskupów katolickich do senatu, działania wbrew interesowi Rzeczypospolitej za Batorego i Zygmunta III Wazy w stosunku do Moskwy w nadziei, że uda się zrealizować naszymi rękoma interes Kościoła; nota bene: dla białych Polska zawsze była instrumentem do tego tylko, gdy dla czerwonych to owe obce ideiki [przedtem protestantyzm, potem socjalizm] były środkiem działania dla dobra Rzeczypospolitej. Dotyczy to zresztą wszelkich ludzi przy korycie -komuny w służbie Kremla czy Unii Wolności na pasku Europy, tak samo jak klerykałów wiernych Rzymowi- z jednej strony i społecznej opozycji z drugiej).
6) O pompy żadne nie stoję / mając spełna wioskę swoją / Z kmiotkiem sprawa, moja zabawa / Zaprzęgłszy w pług sforne woły / rad zasiadam z przyjacioły / wszystkie tytuły: pełne ampuły / Wsi cnotliwa, bodaj tobie / kwitła sława ku ozdobie / Jam twój, tyś moja, mój skarbchęć twoja – jak widział to typowy przedstawiciel ziemiaństwa, sam będąc twórcą teorii i praktyki. Każdy bowiem już w szkole uczył się poezji, będąc zarazem twórcą i odbiorcą dzieła (była to popkultura oddolna, różna od współczesnej, centralnie sterowanej, produkującej dla zysku, czy kultury wysokiej, szukającej rządu dusz), a natchnienie czerpał ze swojego życia, czcząc je w ten sposób i wzmacniając, usensowniając arkadyjskim mitem, jakże prawdziwym w porównaniu z dworskimi zabawami w pastuszków. I czegóż im więcej było trzeba?! Dla pokoleń inteligenckich takie życie było wegetacją, uchylaniem się życiu, co brzmi nieco komicznie, bo przecież w wiecznym życiu nie liczy się nic poza nim samym, poza jego trwaniem, zaś żywot człowieka jest tylko grą (zabawą jako źródłem kultury podkręcającej życie, jak w wyrosłym z kultów wegetacji karnawale). Wschód chętnie uciekał do wnętrza, by znaleźć w nim oparcie, w życiu będąc ofiarą, Zachód szukał środków utrzymania się na powierzchni w ekspansji na zewnątrz, dla życia będąc nierzadko katem, my zaś, jak w aikido, woleliśmy się uchylać, nie zadając cierpień innym i nie godząc się samemu na nie, traktując i wiarę (postęp duchowy), i zawodowstwo (postęp naukowo-techniczny, społeczny etc.) jako narzędzia a nie cel, tym bowiem było samo życie.
7) Nawiasem mówiąc okres ten jest też okresem największego rozkwitu folkloru szlacheckiego, budownictwa drewnianego (dwory murowane w epoce renesansu teraz porzucano, zmieniając je w lamusy, wybierając jednocześnie drewno jako zdrowsze i rodzime, a do tego tańsze i możliwe do obróbki samemu), portretów trumiennych, sylw rękopiśmiennych, pamiętników w stylu Paska itp. Przedtem królowała barokowa awangarda, importowana przez dwór Wazów, potem awangarda kościelna (kubizm, surrealizm itp., obecne po części i w folklorze szlacheckim), efekt niewyhamowania rokoka w połowie XVIII w. przez klasycyzm, bowiem dwór był za słaby, by zafundować nam akademie…
8) Nie było to niczym nowym, polako-katolicyzm odepchnął część Lachów już we wczesnym średniowieczu, rozbijając tym jedność Słowian i wystawiając na łatwy łup sąsiadów ze wschodu i zachodu; to samo stało się po unii polsko-litewskiej, w której wbrew faktom zabrakło miejsca dla Rusinów, co uniemożliwiło przywrócenie słowiańskiej jedności i skuteczną obronę [choć unia z Rusią / Ukrainą nie wyszła nie tylko przez konflikt na tle religijnym, ale i obawę szlachty przed kozakami, którzy bardziej byli gotowi po moskiewsku ujarzmić szlachtę w służbie króla niż przyjąć szlachectwo i wejść w skład wolnej Rzeczypospolitej, czerń bowiem nie dorastała do poziomu ludzi wolnych, a szlachta ruska przez zmianę wiary wyobcowała się z ludu. Unia Hadziacka (1658) świadczy jednak o próbie porozumienia z jednoczesnym rozszerzeniem Rzeczypospolitej o (starszyznę) kozaków i ruską wiarę]. To samo wreszcie powtórzy się za sprawą endecji z Żydami [i tu bowiem katolickie uprzedzenia czyniły wiele złego, żądając od Żydów by się przechrzcili, a nawet z czasem odrzucając przechrztów (w dużym stopniu za sprawą konkurującego z nimi mieszczaństwa katolickiego, kontynuującego swą niemiecką nienawiść do obcych, jakże różną od przychylnego stosunku wieloetnicznej szlachty), a gdy przychodzili do polskości poprzez demokratyczną i socjalistyczną, z drobnej szlachty najczęściej wyrosłą inteligencję – widząc w tym spisek. A przecież etosu inteligenckiego nie tworzyli owi przybysze (Żydzi, Niemcy, Francuzi, czasem Litwini i Rusini, często ludzie z niższych warstw społecznych), przeciwnie – to poprzez jego przyjęcie stawali się uczestnikami nieformalnej, wręcz nielegalnej teraz rzeczypospolitej. Geszefciarstwo pozostało domeną polako-katolickiego mieszczaństwa, sprzedajnego kleru i tej części możnych, która wybrała drogę kapitalistycznego rozwoju, nie zauważając nawet, iż odrzuceniem żydostwa osłabiają mieszczaństwo i otwierają drogę socjalistycznej rewolucji (etatyzmowi) inteligencji.
9) Przetrwało też nieco z humanistycznego spojrzenia na świat, które było nam szczególnie bliskie [kultura polska, nie zaś jak dotąd kultura łacińska (kleru) czy niemiecka (mieszczan) w Polsce, na dobrą sprawę rodzi się ze słowiańskich korzeni i humanistycznych inspiracji wraz z drugą fazą renesansu (~1543), choć i pisarze łacińscy z początków renesansu lubili kokietować swych włoskich mistrzów sarmackim barbarzyństwem północy; nadto, o ile po renesansie na Zachodzie nowymi bogami wkrótce stają się oświecone absolutyzmy, państwa narodowe, walki ras, klas, postęp, nauka czy technika itp., u nas wobec ich słabości pozostał nim nadal człowiek, jednostka…]. Widać to nie tylko w mesjanizmie, który był ciągiem dalszym sarmatyzmu i romantycznym buntem przeciwko światu, ale i u twórców XX wieku (m.in. Abramowskiego, Brzozowskiego, Gombrowicza, Witkacego czy Znanieckiego, którego określenie współczynnik humanistyczny w socjologii najlepiej oddaje istotę rzeczy). Takich spraw jest zresztą więcej, nie stanowią już one jednak (może poza wyjątkami typu Vincenza czy Stempowskiego) całościowej wizji świata, a jedynie naszą specyfikę na tle cudzych światopoglądów.
10) Wiele nieporozumień co do naszej historii wynika z politycznego, a nie ogólnospołecznego spojrzenia na dzieje. Dla rozwoju kultury czy stosunków międzyludzkich zmiana władzy ma niewielkie znaczenie, liczy się forma jej sprawowania. To że zaborcy narzucili nam absolutyzm nie zmienia faktu, że on istniał, zresztą już zamach Trzeciego Maja 1791 zmierzał w tym kierunku. Pod zaborami nadrabialiśmy zaległości na obcej nam drodze postępu, często zresztą własnymi rękoma (Królestwo Kongresowe, autonomia w Galicji czy potem PRL), a jednocześnie -walcząc przeciwko zaborom- walczono o przemiany społeczne, które były zresztą ich jedynym realnym a dodatnim owej walki skutkiem oraz warunkiem skuteczności działań niepodległościowych w przyszłości (nota bene, rewolucja we Francji od 1789 do 1871 odpowiada w czasie serii powstań u nas od 1794 do 1863, które były także rewolucjami drobnej szlachty [później inteligencji i robotników] przeciw wielkim panom [potem kapitałowi i mieszczaństwu] korzystającym z poparcia obcego rządu, który był im bliższy niż własne masy potępiane za spiskowanie przeciw niemu; to dlatego zresztą realizacja idei walki o niepodległość natrafiała na taki opór.
Elity dawnej Polski nie chciały się o nią bić i trzeba było by powstały nowe, dla nowej Polski). Dlatego uważam, że nie można dzielić historii Polski wedle jej politycznej [nie] zależności (wiele krajów, jak choćby sąsiednia Słowacja, przez ostatni tysiąc lat nie miało jej nigdy), lecz trzeba patrzyć na nią jak na proces przemian w organizacji życia społecznego, a z tego punktu widzenia PRL jest tylko ciągiem dalszym II RP, rosnącej interwencji państwa w życie społeczne, szczególnie zaś gospodarkę, przy jednoczesnym ograniczaniu swobód politycznych i ideologizacji władzy. Był to sposób na mobilizację sił by nadrobić nasze opóźnienia względem krajów bardziej rozwiniętych, gdy jednak to się częściowo udało – stał się hamulcem rozwoju, stąd od początku PRL protesty robotnicze i inteligenckie kierowały się głównie na rozluźnienie gorsetu, sprzyjając rodzeniu się nowego układu, a hasło niepodległości było tylko do tego dodatkiem, często dointerpretowanym post factum.
11) Wedle teorii PIWO [skrót od Prostaczek – Inteligent – Wariat – Oświecony; szczegóły w Homku # 50/93, Maci Parjadka # 2/96 i LaBestii # 8/97] także w ewolucji kultury można dostrzec pewną prawidłowość, która nie musi się zdarzyć (można próbować przeskakiwać pewne etapy lub na jakichś fiksować, lecz jest to trudne), ale która -skutkiem pewnego bezwładu historii w skali masowej- ma miejsce, dzieje się. Otóż kultury (tu: formy organizacji życia społecznego) zaczynają od dzieciństwa (gdzie starsi muszą je trzymać za rączkę; psychologicznie odpowiada to id, archetypowo zaś {Z} Matce Boskiej Ziemi), potem ewoluując od zaborczości młodego wojownika [ego, bohater ginący i tryumfujący, {W} Chrystus w symbolice chrześcijańskiej], poprzez użycia i gospodarzenia przez dojrzałego męża [superego, tyran, {Y} Bóg Ojciec], po mądrość oświeconego starca, która jest podobna beztrosce dziecka, lecz tym razem świadomej (jaźń, {b} Duch św., Sofia; nota bene: czy końcem kultury jest jakaś śmierć? czy tylko poświęcenie wiecznemu życiu bez celu, sensu itp. złudzeń wynikających z niewiedzy!?). Otóż u nas, skutkiem naszej młodszości kulturowej, masy żyły w permanentnym dzieciństwie, prowadzone za rączkę przez Kościół, elity społeczne buntowały się przeciw władzy, walcząc nie tyle o jej zdobycie, co o miejsce dla siebie (efekt oddolnej perspektywy, oddolnego stosunku do świata), a tylko nieliczni pragnęli uszczęśliwiać innych, panować i korzystać z tego kosztem reszty. Dziś ta ostatnia orientacja rozrosła się niezwykle, w końcu jesteśmy już na mieszczańskim Zachodzie [od kiedy pozbyliśmy się opieki Rosji, a Niemcy nie blokują już zjednoczenia Europy i stało się możliwe to, co w roku 1000 było ledwie postulatem, odrzuconym jednak przez następców Ottona III]. Wcześniej czy później musi się ona jednak znudzić lub po prostu okazać nierealna (wobec zbyt wielu chętnych do zbyt małego i grożącego katastrofą życia koryta) i wówczas przyjdzie czas na refleksję, że ilość dóbr, wiedzy czy siły nie świadczą o jakości życia.
aMen+
Najnowsze komentarze