Boruta by Boruta

Europa ? Nie, dziękuję !

8 sierpnia, 2013 w Boruta, Stare LaBestie by Boruta

To bardzo stary text sprzed prawie 20 lat z papierowej LB. Dziś już mocno nieaktualny, bo nie europropagaganda jest problemem.

Ostatnio modne stało się gadanie o powrocie do Europy, jej gonieniu, przy­ należności do niej etc. Różnoracy demagodzy serwują nam teksty jaka ta Europa jest wspaniała, postępowa, humanitarna i jak bardzo my jesteśmy zacofani… Ale to nic, bo ona nas kocha (za co niby?) i chętnie przygarnie nas do swego łona, oczywiście o ile będziemy się starać i okażemy się jej godni.
Część ludzi bezkrytycznie to „kupuje”, część równie bezkrytycznie odrzuca w myśl zasady „Polska dla Polaków” (a ziemia dla ziemniaków), część zaś cały problem zlewa. Nikt jednak, lub prawie nikt nie próbuje zastanowić się na czym ta Europa polega; ani też gdzie jest nasze miejsce (we wszystkich trzech czasach – przeszłym, teraźniejszym i przyszłym), a szkoda, bo jest o czym pomyśleć. Skąd więc wzięła się owa „Europa”, nie w sensie geograficznym lecz kulturowym? Ano zmiksowało się popłuczyny po Imperium Romanum, garść germańskich dzikusów, a dla kurażu jeszcze trochę post-judaistycznej religii i przez paręset lat gotowało się, często a gęsto mieszając co by nie przywarło do rondla.
Efekt? Święta Inkwizycja, Holocaust, rzeź Katarów, krucjaty, wojny religijne, komunizm (to też stamtąd), kolonializm, nacjonalizm, broń atomowa, kapitalizm, prohibicja, faszyzm, dziura ozonowa, doświadczenia na ludziach i zwierzętach, coraz to wymyślniejsza broń, dr Mengele, Hitler, Marks, Lotario Conti (vel Innocenty III), parę większych i kilkaset mniejszych wojen, napalm, cyklon b, itd. ,itp. Ktoś powie, że były też pożyteczne rzeczy, jasne – koło bardzo ułatwia transport, więc Europa wymyśliła czołgi, a jeśli macie jakieś złudzenia to odsyłam do Nobla (tego od nagrody i dynamitu) – on je też miał. A gdzie w tym całym popapranym świecie jest nasze miejsce? Czy faktycznie byliśmy / jesteśmy owym bastionem Europy, przedmurzem chrześcijaństwa, najdalszą placówką cywilizacji, która zawsze wierna etc.? No cóż, na takie teksty nasi przodkowie, od szaraka po Jagiellonów (z wyjątkiem Warneńczyka – ten był frajerem) demonstrowali zazwyczaj gest Kozakiewicza. Krucjaty? Sorry, ale w Ziemi Świętej miodu brak, więc papież sam rozumie, że nie da rady. Święta Inkwizycja? Na pewno pożyteczna, ale u nas prawo nie zezwala, więc sami wiecie. Prześladowania heretyków? W Piśmie Świętym o tym nic nie ma, a poza tym my lubimy pokój. Gdy Skarga nawoływał do religijnych pogromów w imię chrześcijaństwa (co było wówczas bardzo europejskie) Sarmaci mu odpowiedzieli, że pierwej rodzili się szlachtą i Polakami niż chrześcijanami. Na propozycję obrony zewnętrznej zamiast wewnętrznej odpowiedzieli, że „jeśli nie ma w ojczyźnie wolności, to nie ma już czego bronić”, dzięki czemu potrafili załatwić obie rzeczy. Późniejsi euromaniacy nawoływali do poniechania spraw wewnętrznych wobec wroga, bądź nie mogli ich zrealizować i dostawaliśmy w dupę.
Gdzie powstała pierwsza deklaracja praw obywatelskich (i pierwsza konstytucja zarazem)? W Rzeczpospolitej – Artykuły Henrykowskie, w czasach gdy Europa nie miała pojęcia o demokracji u nas prawa wyborcze miało 10% ludności (w tym 25% rdzennych Polaków). Że niby teraz więcej? A co możesz teraz ze swoim prawem wyborczym zrobić? Wsadzić sobie w dupę, bo tam ma cię wybrany już poseł, na którego nie masz żadnego wpływu (to, że za cztery lata może nie przejdzie – nie robi mu – zdąży się nakraść), podczas gdy w Rzeczypospolitej, jeśli poseł głosował wbrew instrukcjom, zawsze można było to unieważnić (a że rzadko tak się działo świadczy tylko dobrze o kulturze politycznej i odpowiedzialności naszych przodków – czego brak współczesnym politykom – europejczykom). Zresztą wówczas te 10% miało realny udział we władzy, a dziś tak realnie coś może powiedzieć 0,1 promila albo mniej, resztę rządzący zlewają. Samorząd również zawdzięczamy Rzeczypospolitej, gdzie każdy miał prawo udziału w decydowaniu o własnej okolicy, wspólnie wybierać urzędników i stanowić prawa, bądź obalać złe. Do czego tę ideę doprowadziła Europa widać najlepiej na przykładzie SAURu (sprzedaży gdańskich wodociągów firmie francuskiej), ok. 30 tys. ludzi było przeciw (zadeklarowało to pisemnie), i co? I nic, możecie panom z „samorządu” skoczyć.
Jak więc sami widzicie, Europa wszystko to, co w niej „dobre” – demokrację, prawa człowieka, samorządność, a także poszanowanie praw wzięła od nas i przyjęła w okaleczonej i wypaczonej formie.
Tak samo z pacyfizmem, szlachta stawała do wojny tylko w ostateczności, podczas gdy Europa rżnęła się o byle co (zresztą i w tym nasi byli lepsi, od Grunwaldu, poprzez Kircholm, aż po ratowanie Europy pod Wiedniem); ekologią – Zachód budował fabryki i manufaktury a myśmy i kopalnie ,,gonili”, bo niszczą krajobraz i psują wodę. Przede wszystkim stworzyliśmy zaś oddolną kulturę i sztukę opartą nie na mecenacie i odgórnych wzorcach, lecz na potrzebie serca i poczuciu własnej wartości. Gdy na Zachodzie większość i tak nielicznej szlachty z trudem odróżniała książkę od deski, u nas tysiące domorosłych artystów tworzyły swe „Silva Rerum” z myślą o sobie i bliskich, nie zaś łasce i poklasku jakiegoś kacyka. Tu oddolna kultura oparta na sąsiedztwie była pozytywną odmianą popkultury, tworzoną przez społeczeństwo, a nie jak dzisiejsza europejska (światowa)­ pop­ kulturą narzuconą przez media masowej zagłady ducha.
Warto popatrzeć tu, co zniszczyło Rzeczpospolitą: królowie pochodzący z Europy, a nie z Rzeczpospolitej = społeczeństwa, Kościół zawsze antypolski aż po rozbiory (dopiero gdy podpadł zaborcom zaczął odstawiać bogoojczyźniane szopki, przedtem sprzedawał Polskę za jedną zdrowaśkę, vide: Skarga czy Bartsch) oraz wynarodowieni zeuropeizowani magnaci.
Rzeczpospolita przestała istnieć, ale jej zasady pozostały w nas, może głęboko ukryte, ale możliwe do wydobycia. Oczywiście dążenie do restauracji Rzeczypospolitej byłoby odgrzebywaniem trupa, historii nie da się cofnąć i /bo/ wszystko się zmienia. Ale czy nie wydaje wam się idiotyzmem gonienie za tą Europą, która zawsze była w tyle i tylko czekała by wbić nam nóż w plecy, która wszystkie zmiany okupywała krwią, wojną, gwałtami i przemocą (rewolucja burżuazyjna, przemysłowa, reformacja itp.), podczas gdy my potrafiliśmy przeprowadzić największą rewolucję – ruch egzekucyjny, bez przelewu krwi.
Na nic zdają się tu naiwne teksty, że Europa czy NATO obronią nas przed Rosją, gdyż Rosja mentalnie też jest Europą. Trochę inną, bo zamiast Rzymu ma Mongołów, jednak od Piotra I stała się powoli (w pełni) Europą, sięgając do niej ponad naszymi głowami i po to starła Rzeczpospolitą, aby na gruzach wolności i społeczeństwa stworzyć jedną Europę niewoli i państwa. Ostatni faceci co to nas próbowali włączać do Europy nazywali się Lenin i Hitler. Temu pierwszemu przeszkodził dziadziu Piłsudski, ten drugi też nawalił.   Dziś stoimy na rozdrożu: samorząd czy totalitaryzm, sprawiedliwość czy prawo, społeczeństwo czy państwo, i żeby być godnymi naszych przodków miast wahać się między Europą czy ZSRR bis, powinniśmy brać to co dobre skąd się da, a to co złe odrzucać i tworzyć własną przyszłość jako wynikającą z nas, a nie narzucaną przez obcych. Europa albo podąży jak zwykle za nami, albo, tym gorzej dla niej, zostanie w tyle, w obu jednak wypadkach nie należy się od niej odwracać plecami. Wybór należy do was, jeśli chodzi o mnie, to gdy ktoś mówi mi żeby iść do Europy, to odpowiadam żeby sam spierdalał za Odrę i idę z kumplami na mioda (dwójniaka).

Sarmata z XXI wieku

P.S. A taki Michał Anioł to totalna pizda przy Antonim Osińskim i spółce.

Jany by Jany

W kwestii lewicy i prawicy

8 sierpnia, 2013 w Jany, Stare LaBestie by Jany

Narobiło się ostatnio wiele nieporozumień i pojęcia nie służą już często opisowi rzeczywistości, lecz nazywaniu pewnych faktów przypisanym im imieniem, choćby dawno już nieaktualnym.
Nazwijmy więc rzeczy po imieniu… Ponoć w języku chińskim nie ma takich stałych nazw jak u nas, opisuje on dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość, a nie pewne idealne stany, np. nikt na przyjęciu nie powie – jestem LEKARZEM, skoro akurat nikogo nie leczy, a bawi się, więc jest ZABAWOWICZEM (ba, ktoś kto czyta książkę nie ,,jest czytaczem książki”, on ,,książkuje”). Tymczasem w Europie pojęcia na stałe przypisuje się do pewnych zjawisk i używa nawet wówczas, gdy już straciły aktualność (np. pojęcie awangardy związano z dawno minionym kierunkiem w sztuce, po którym było już parę bardziej… awangardowych; ostatnio z kolei pewna osoba upierała się, że graffiti to nie ­ stare jak świat – malowanie po ścianach, lecz pewna ideologia pewnej subkultury importowanej do nas jakiś czas temu z USA).
Tak samo stało się z pojęciami prawicy i lewicy; kiedyś oznaczały one członków francuskiego zgromadzenia narodowego, zależnie od tego, po której stronie sali siedzieli. Ci z lewej występowali w obronie ludu, ci z prawej w obronie elit, zwykło się więc potem fanów burżuazji zwać prawicą, a socjałów — lewicą. Lecz oto minęło nieco czasu, historia wykonała parę wolt i dziś w Polsce ,,lewica” to ci, co bronią czerwonej burżuazji, uwłaszczonej nomenklatury partyjnej, ludzi władzy, a ,,prawica” głosi się obrońcą narodu, robotników Stoczni Gdańskiej i serwuje programy interwencjonizmu, dzięki którym w oczach ortodoksów z UPR — Akcja Wyborcza „S” jest bardziej ,,socjalistyczna” niż Sojusz Lewicy Demokratycznej (broniący ,,wolnego rynku”, czyli sojuszu kapitału i rządu).
By to odkręcić proponuję jasną definicję (umożliwiającą korekty: komuniści po zdobyciu władzy przestali być tym, czym byli wcześniej; dzisiejszy prawicowiec jutro może być lewakiem, nie ma raz na wieki danego imienia!). Otóż LEWICA to ludzie, którzy proponują by władza kontrolowała kwestie społeczno-ekonomiczne a odpuściła sobie wartości (bóg, honor, ojczyzna),natomiast PRAWICA gotowa jest kupić wolny rynek, natomiast w kwestii wartości pozostaje zasadnicza, nie ma zmiłuj… Jeśli ktoś jest za kontrolą państwa tak w kwestiach socjalnych, jak i w sferze wartości – jest TOTALITARYSTĄ, jeśli jest przeciwko kontroli w obu tych sprawach – jest ANARCHISTĄ. Wszelkie inne sytuacje są pośrednie między tymi wyżej wymienionymi (np. liberalizm XIX-wieczny miał bardziej umiarkowany stosunek do wartości niż XX-wieczny konserwatyzm) i sytuują się w pobliżu CENTRUM. Sytuacja może się zmieniać, dawni antykomuniści z KPN i ROP mają dziś socjalne odchyły godne idei swych przeciwników, a że nie rezygnują z narzucania WC (wartości chrześcijańskich) przy pomocy prawa – są dla mnie totalitarystami, podczas gdy SLD będąc za (mniejszą niż za komuny, ale jednak) ingerencją w gospodarkę i względną neutralnością państwa w sferze wartości słusznie zasługuje na miano socjaldemokracji (na Zachodzie wszystkie główne partie polityczne mieszczą się w pobliżu owego centrum – umiarkowanej ingerencji połączonej z umiarkowaną swobodą – i tylko większy akcent w którąś ze stron czyni je socjaldemokracjami czy liberałami…).
Na zakończenie słowo o obsesji UPR-owskiej, czyli chęci przypisania Hitlera ,,lewicy” (bo niby narodowy s o c j a l i s t a). Dla mnie faszyzm to forma totalitaryzmu, czyli władzy całościowej, lewicowo – prawicowej: ze względu na socjalizm Hitler itp. był ,,lewicowcem”, lecz że był to socjalizm n a r o d o w y – i ,,prawicowcem”. Podział na 4 a nie 2 skrajności (totalitaryzm – prawica i lewica – anarchizm) wydaje mi się bardziej trafny, zaś inne używanie wyżej wymienionych pojęć uważam za chęć zdyskontowania związanych z nimi emocji politycznych a nie adekwatny opis faktów.

A(daś)MEN

PS. AW$LD !

Jany by Jany

Elita

8 sierpnia, 2013 w Jany, Stare LaBestie by Jany

Swego czasu panowało w naszym kraju przekonanie, że inteligencja jest elitą narodu (czy też – w zależności od orientacji – społeczeństwa), a studencji byli owej inteligencji najbardziej masową reprezentacją. I jakby na to nie patrzeć – przez ostatnie sto lat była to warstwa decydująca o obliczu kultury polskiej, silnie wpływająca na politykę (już choćby przez fakt iż to z jej szeregów przede wszystkim wywodzili się urzędnicy i politycy).
Zaczęło się to pod koniec I Rzeczypospolitej, gdy wraz z oświeceniem zaczęła się rozrastać warstwa inteligencji, tak wolnych zawodów (lekarzy, adwokatów, pisarzy etc.), jak i urzędników (choć to drugie stało się masowe dopiero po rozbiorach Polski przez jej zbiurokratyzowanych sąsiadów). Warstwą rządzącą (i dominującą w kulturze) w okresie I Rzeczypospolitej była szlachta, jednak represje po kolejnych powstaniach, a zwłaszcza uwłaszczenie chłopów pozbawiło ją dochodów z majątków, a więc i pozycji społecznej na ogół. Jednocześnie rozwój zbiurokratyzowanych państw wymagał coraz większej rzeszy czynowników (w Rosji wszyscy, artystów nie wyłączając, byli w służbie państwa, podzieleni wg hierarchi na stopnie, owe „czyny”), zaś przemysł obok rąk do pracy potrzebował inżynierów, badaczy, etc., a że w naszej części Europy państwo i za caratu białego, i za czerwonego rozwijało się bardziej niż gospodarka (zaś w komuniźmie to urzędnicy kierowali przemysłem, kulturą itd.), to inteligencja a nie burżuazja stała się klasą dominującą w społeczeństwach naszego regjonu (rzecz na Zachodzie w tej skali nie znana, ba – tam nawet pojęcia „inteligencji” jako grupy społecznej nie ma, podczas gdy w Polsce, a wkrótce potem w Rosji pojawiło się już w latach 1840-tych). Inteligencja wygrała nie tylko bój o rząd dusz, ale i (zrazu w Rosji, potem całej wschodniej Europie) zdobyła władzę (wszak partie komunistyczne zrzeszały raczej sfrustrowanych inteligentów, potem zaś tzw. nomenklatórę, a nie wieszanych na sztandarach proletariuszy). I było im dobrze jak w ziemskim raju, pisarzy wydawano w nakładach, o których na Zachodzie nie mogliby nawet marzyć, artyści mieli zapewnioną administracyjnie publikę etc. (zresztą, może w czasach, gdy inteligencji było jak psów, nie trzeba było aż tak się wysilać, by znaleźć kogoś o zainteresowaniach choć trochę wyższych niż MTV, Coca – cola czy Radio Maryja). Jednak niepodatna na dekrety, socrealizm itp. gospodarka załamała się a z nią w przeszłość zaczął odchodzić i cały system (do czego w mniejszym stopniu przyczyniła się też kontestacja części elit, której przestała odpowiadać rola nadwornego błazna, bo sama chciała rządzić lub miała dość wydawania jednej książki i dwóch kolegów, więc poparła protesty robotnicze).
Wraz z kryzysem systemu inteligencja przestała być „przodującą siłą”, czego najlepszym przykładem były wybory prezydenckie w roku 1990, gdzie kandydat tej grupy (T. Mazowiecki) przegrał nie tylko z odwiecznym ich rywalem (narodowo – katolickim L.Wałęsą), ale i czarodziejem z telewizora (znak czasów !) – Stanem Tymińskim. I może nie byłoby się czym martwić, gdyby nie fakt, iż społeczeństwo pozbawione dotychczasowych „przewodników” uległo zupełnej dezorientacji i nie wie teraz, co jest grane. To dlatego mimo swobód demokratycznych, braku represji itp. biernie godzimy się na to, by nas okradano, nie protestujemy przeciwko pogarszaniu się warunków życia… W tej sytuacji nie dziwi tzw. bierność mas – jeśli nie wiadomo z kim i o co walczyć, trudno oczekiwać, że ludzie coś zrobią, że porzucą swą prywatę, codzienną pogoń za paroma groszami i zaczną działać dla sprawy. To nie społeczeństwo się pogubiło (zajęcie się sobą w sytuacji, gdy wspólnie nie możemy nic zrobić to zdrowa reakcja), to tzw. elicie brak pomysłu na Polskę, więc część pcha się do koryta, byle wyszarpnąć coś dla siebie, a inni uciekają od życia, od wolności, zdecydowania, myślenia…
Nie jest to sytuacja nowa, podobnie było po upadku powstania styczniowego i Polski szlacheckiej. Wówczas również prywata wzięła górę i ludzie poczuli się zagubieni, zdezorientowani, lecz po pewnym czasie przyszło nowe pokolenie, spojrzało na rzeczywistość w nowy sposób i wskazało nowe cele, nowe drogi do odbudowy kraju, a i poprawy sytuacji poszczególnego człowieka (bo kosztem ogółu wybić mogą się tylko niektórzy i mała jest szansa na to, że tobie właśnie się to uda. Ogółowi pozostaje współpraca w celu wspólnej poprawy losu). Pisał o tym w „Rodowodach niepokornych” B. Cywiński. W podobnej sytuacji znajdujemy się dzisiaj, nie ma się co łudzić, ani weterani „Solidarności”, spieszący na Jasną Górę, ani czerwona burżuazja nie mogą nam niczego ofiarować (jeśli pominąć to, co mogą ukraść sobie prywatnie). Publicznie żyją bowiem jedni i drudzy w świecie, który już nie istnieje, w świecie walk anty -i- komuny ! Ludzie z braku czegoś lepszego kupują ten kit przy wyborach, jedni na złość komunie głosują na „Solidarność” itp., inni na złość klerowi na SLD, ale wyniki wyborów i zmiany rządów nie mają większego wpływu na to, co robi władza (od 1987 ciągle realizująca ten sam program „reformy gospodarczej” czyli tworzenia systemu państwowo-mafijnego, bez względu na to czy rządzą liberałowie z UW i KLD, nomenklatura SLD i PSL, „olszewicy” czy Wałęsa). Nowe spojrzenie i nową wizję jutra może znowu zaproponować tylko młodzież, dla której np. środowisko nie jest ani lewicowe, ani prawicowe lecz zatrute! To wy, jeśli oderwiecie się od (M)TV, picia, kucia, nudy i bezsensu życia (czy „naszej balangi, która nie ma końca”, a która pomimo pdkręcania dragami, muzyką itp. jest tylko inną formą apatii i ucieczką od życia), możecie określić kształt trzeciej (po szlacheckiej – ok. 1543 do 1863 – i inteligenckiej – do ok.1989) Polski, a jest to rzecz ważna: weterani anty-i-komuny nie pożyją zbyt długo, wy – owszem, a od tego co zrobicie dziś – zależeć będzie wasze (!) jutro, gdy już nie będzie można liczyć na pomoc rodziców, i gdy samemu trzeba będzie zapłacić za swą postawę rachunek… Bez przemyślenia przez was tych spraw, bez nowej wizji Polski – społeczeństwo pozostanie bierne a życie bez sensu i perspektyw.

JAny

Jany by Jany

Mitozofia sarmacka

8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany

Bo piękno na to jest, by zachwycało

Do pracy – praca, by się zmartwychwstało

Wstęp o tytule i zasadach pracy

Kiedy myślałem nad tytułem tego utworu, długo nie wiedziałem jak go zakończyć; miało więc być -słowiańska, -(staro)polska, -sarmacka, a wreszcie moja- (w każdym wypadku kryło się jednak jakieś ograniczenie, bo nie ma to dotyczyć w sposób wyczerpujący wszystkich Słowian, choć od nich zaczyna się nasza droga, ani całej polskości, bo jej część „niemiecka”, polako-katolicka, łacińska i antysłowiańska jest mi obca, choć i w niej były nurty bliskie mojej wizji polskości, ba – zrazu to one [od Kadłubka po koncyliaryzm i Orzechowskiego] stanowiły jedyny ideologiczny przejaw tego zjawiska utrwalony w piśmie, gdyż nurt „lechicki” wobec nierozwinięcia się kultury wysokiej u przedchrześcijańskich Słowian i zniszczenia kościoła słowiańskiego zaistniał głównie w praktyce, stając się nieraz duchem obcej litery). Zdecydowałem się na określenie -sarmacka, gdyż dla mnie sarmatyzm był właśnie polską odmianą słowianofilstwa i to wówczas, gdy był na topie, owa postawa najsilniej doszła do głosu, wydając najciekawsze owoce w praktyce społecznej (a do tego nawet oficjalna i prokatolicka nauka zaczęła ostatnio wyraźnie odróżniać go od kontrreformacji). Pragnę w tym miejscu podkreślić ów wymiar „doczesny”, gdyż jest on arcypolski (całkiem skuteczne dążenia do urzeczywistnienia utopii przy jednoczesnej przewadze życia nad wszelkimi teoriami), a do tego była to jedyna na taką skalę alternatywa w historii (dla Europy i jej amerykańskiego potomstwa nie jest nią Rosja, czy szerzej – Azja, gdyż nie są one niczym innym niż zacofanymi etapami jej własnej linii rozwojowej, polegającej na tworzeniu rzeczywistości odgórnie, gdy tymczasem Rzeczpospolita [więcej niż] Obojga Narodów była budowana wedle odmiennego wzoru, w znacznym stopniu oddolnie, przez społeczeństwo, i nie rządem stała, tworząc w ten sposób odmienny typ kultury). Znacznie mniej problemów sprawiła mi pierwsza część tytułu, choć słówko to być może niewiele komuś mówi. Mit- rozumiem jako motor dziejów, nie musi on być prawdziwy, ma za to nakręcać ludzi do działania, żeby im się chciało chcieć (owoce tego działania mogą być przy tym całkiem do niego nieadekwatne; Kolumb np. wierzył w odkrycie drogi do Indii, gdzie miały być bajeczne bogactwa i ziemski raj, dotarł zaś do Ameryki, o czym zresztą nigdy się nie dowiedział, lecz bez wiary w indyjski raj nigdy być może nie wyruszyłby w drogę); -zofia zaś (a nie -logia) dlatego, że idzie mi o ducha naszego, a nie o literę, o szukanie inspiracji do własnego odczytywania -często cudzych- wizji (i) świata, co było także arcypolskie, a nie o wygrzebywanie z przeszłości zwłok martwej już i nieadekwatnej ideologii i kurczowe trzymanie się tego, co było a nie jest…

Tyle tytułem wstępu o tytule. Czas powiedzieć jeszcze coś o samym utworze: otóż sądzę, iż mit można nie tylko kultywować, lecz również tworzyć i to świadomie. Tak postępowali wszyscy, dla których był on żywym duchem dziejów a nie martwą literą religii. Nie będę więc ograniczał się do pisania jak było, ale i jak być mogło, jak mi by się podobało. Obok rzeczy pewnych i oczywistych znajdzie się miejsce dla hipotez, jawnych zmyśleń i dowcipów. Zamiast ściemniać jak inni, z góry wyjaśniam, iż wiedząc jak jest na prawdę, jednych rzeczy domyślając się a drugich będąc pewnym, inne sobie stworzyłem dla zabawy, choć przy obecnym stopniu niewiedzy w tej materii trudno byłoby mi dowieść nieprawdy; zresztą nie o fakty tutaj chodzi, a o naszą względem świata postawę, o mit który nas nakręca, choć i tak najważniejsze jest życie (idea zaś powinna mu pomagać, przydawać sensu -z całą świadomością, że to tylko gra- a nie pouczać, co robić; życie wie to samo, a mądrość mamy na to, żeby wiedzieć czego nie robić [wbrew naturze rzeczy] aMen+).

Bibliografii nie daję żadnej, chyba że mi się coś niechcący w tekście wyrwie, bo raz, że niewiele dobrych rzeczy na ten temat można znaleźć, a dwa, że wartość może mieć to tylko wówczas, gdy dojdziesz do wszystkiego sam. Kiedy zaczynałem badać te sprawy, wkurzało mnie, gdy czytając Gombrowicza, Miłosza czy kogoś tam jeszcze, znajdowałem rzeczy dla mnie interesujące, lecz zasygnalizowane tylko jednym zdaniem, jednym akapitem, a potem nie mogłem znaleźć rozwinięcia ich w podręcznikach, przyczyny ich sądu w źródłach, choć dotarłem do niemal wszystkich mi dostępnych. Studiując dalej i niewiele poszerzając bazę źródłową, z czasem zacząłem dzięki otwieraniu się umysłu na powiązania strukturalne i -rzecz niebagatelna- dzięki doświadczeniu praktycznego działania, udziałowi w historii (a ten wymiar w naszej mitozofii jest najważniejszy i z reguły przebija wszelką metafizykę), widzieć rzeczy, których nigdzie przeczytać nie można. Widzieć ducha nie literę właśnie!