SZEPTEM I NA GŁOS

9 sierpnia, 2013 w Santiago Ebrio, Stare LaBestie by admin

Obserwowanie i określanie ludzkich typów jest najwyższą formą ludzkiej rozrywki.
– Dostojewski
Mówimy szeptem, by mówić cicho, ale nie mówimy cicho po to by słyszała nas ta wybrana osoba, lecz słuchali nas wszyscy. Zniżając głos do szeptu prowokujemy u innych naturalny (?) odruch nasłuchiwania. Sama zmiana sposobu mówienia wraz z nowym sposobem ustawienia ciała – zbliżenie się do siebie dwóch postaci, pochylone sylwetki, a przede wszystkim ich wzrok nieruchomy, skoncentrowany, utkwiony na dalszym planie (dwóch czy nawet dwoje nie jest w stanie zbyt długo patrzeć sobie w oczy nawet z dalszej odległości, na krótszym dystansie prowadzi to do napięcia i zepchnięcia tematu wyciszonej konwersacji na dalszy plan), stanowi sygnał dla otoczenia, że tych dwoje porusza ważny temat, że potencjalnie może stanowić to zagrożenie dla naszego statusu w grupie, może nawet fizyczne niebezpieczeństwo. Każdy uważny obserwator własnego zachowania i sposobu działania swoich bliźnich (?) zauważył chyba, że gdy tylko pojawi się w polu jego słuchu lub widzenia taka para lub grupa, natychmiast podświadomie próbuje wychwycić urywki zdań. Poszczególne słowa są natychmiast analizowane, od razu zostaje do nich dobudowana odpowiednia „interpretacja”, przestajemy uczestniczyć w dotychczasowej rozmowie, staje się ona powoli sztucznie podtrzymywaną, absurdalną wymianą zdań mającą na celu tylko maskowanie naszego zainteresowania szeptem.
Całe, powoli narastające napięcie znika, kiedy spiskowcy wybuchają śmiechem, natychmiast ożywiają się rozmowy, dostawszy zastrzyk uwagi rozmówców próbujących w ten sposób ukryć wstyd i zażenowanie swoim niekulturalnym zachowaniem. Głos, powrót tego naturalnego drgania strun głosowych, na początku trochę zbyt dużego, ale rozładowującego napięcie śmiechu związanego z dotychczasową konspiracją. Świadomy śmiech, rozbawienie najnowszym kawałem o blondynkach mija błyskawicznie, lecz podświadomość tarza się jeszcze długo nie mogąc wyjść z rozbawienia łatwością z jaką zburzyliśmy spokój naszych bliźnich. Mówimy na głos, by mówić głośno, ale nie mówimy głośno po to by słuchali nas wszyscy, lecz słyszała nas tylko wybrana osoba, bo „normalne” brzęczenie strun głosowych, „naturalna” postawa rozmówców powoli sączących płyny ze swych szklaneczek nikogo nie dziwi, nikogo nie niepokoi. A wszystko kończy się i tak w końcu
K R Z Y K I E M.

Santiago Ebrio