Rzecz o Sarmacyi

8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany

9. Gdy w XVI w. pojawił się u nas nieznany dotąd na taką skalę problem heretyków (epizod husycki miał raczej polityczny charakter) Polska miała za sobą długą tradycję praktycznej tolerancji. Szlachta miała zresztą świadomość faktu, że religia to tylko parawan i pretekst dla walki o władzę. To dlatego katolicy polscy występują w obronie Jana Husa na soborze w Konstancji, a w XVI w. zakazują urzędnikom Rzplitej egzekucji wyroków sądów kościelnych. Dlatego też nigdy nie wpuszczono do Polski inkwizycji, tej feudalnej policji politycznej terroryzującej katolicką Hiszpanię i Włochy aż do połowy XIX w. Dlatego w końcu -widząc jak wojny religijne pustoszą Europę i wynoszą na trony władców absolutnych- pod świeżym wrażeniem rzezi hugenotów we Francji w noc św. Bartłomieja i „zabiegając temu, aby się między ludźmi sedycyja (rozruchy) jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie -, iż, którzy jestechmy rozróżnieni w wierze, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać ani się penować (karać) i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego procressu (postępku) żadnym sposobem nie pomagać. I owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał,- zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to chciał czynić”.

10. Mówiąc o „konfederacji warszawskiej” (1573), z której pochodzi ów cytat, i o pokoju religijnym przez nią ustanowionym trzeba zwrócić uwagę na kilka faktów -po pierwsze: była to decyzja nie oświeconego władcy czy zmęczonych długotrwałą wojną książąt (jak w przypadku edyktów augsburskiego i nantejskiego), lecz przedstawicieli narodu szlacheckiego, stanowiącego dziesiątą część ludności kraju; po drugie: pokój religijny w Polsce obejmował wszystkie wyznania, także te najbardziej radykalne (jak antytrynitarze czy anabaptyści), a nie tylko -jak na Zachodzie- dwa czy trzy największe, które i tak miały dość siły by wymusić tolerancję dla siebie; po trzecie – ustawa wywołała trwającą ponad pół wieku dyskusję o wolności religijnej, co za granicą było niemożliwe, bo nie istniały tam ani możliwości (brak wolności słowa), ani przedmiot dyskusji. Zresztą – co Zachód sądził o wolności sumienia świadczą słowa Teodora Bezy („papieża kalwinów”) chętnie przytaczane przez jezuitów (w tym byli wyjątkowo zgodni): „sumieniom wolności dopuszczać i dozwalać, aby kto się chce gubić, zginął – jest to dyjabelska nauka. Tać jest wolność dyjabelska, która dziś polską i siedmiogrodzką ziemię takimi zarazami napełniła, których by żadna religija pod słońcem nie cierpiała”.

11. Z równą niechęcią jak tolerancja spotykała się przez długi czas panująca w Rzeczypospolitej swoboda intelektualna. Już w XV w. uczeni i dyplomaci polscy, profesorowie Akademii Krakowskiej występowali na soborze w Konstancji (1414-18) i Bazylei (1431-45) przeciw autorytetowi papieży, w obronie koncyliaryzmu – poglądu głoszącego wyższość soboru nad papieżem. W XVI w. posunięto się jeszcze dalej – domagano się by w sprawach wiary decydował synod narodowy, zanegowano przy tym nie tylko autorytet poszczególnych jednostek czy instytucji, ale i większości – nawet cała społeczność nie może narzucić jednostce nic wbrew jej woli (veto), o wszystkim musi decdować powszechna zgoda, a sprzeczne poglądy należy „ucierać” aż do jej osiągnięcia. Zanim w całkiem innych czasach i z innych powodów doprowadziło to do zaniku każdej bardziej indywidualnej myśli udało się Polakom dokonać rewolucji w myśli europejskiej.

12. Najpierw Miechowita i Wapowski swoimi opisami i mapami Europy wschodniej obalili panujący w antyku i średniowieczu pogląd, że wielkie rzeki muszą wypływać z wielkich gór (w tym celu zachodni uczeni „wydedukowali” istnienie w sercu Rosji olbrzymich gór – źródeł Wołgi), a następnie Mikołaj Kopernik dowiódł, że Ziemia krąży wokół Słońca. Jego teorię potępili wszyscy „papieże” Zachodu – Luter, Melanchton, Kalwin, a w 1616 Kościół katolicki umieścił na indeksie ksiąg zakazanych. Nie chodziło o pewne nieścisłości w teorii czy obliczeniach, lecz o metodę polegającą na weryfikowaniu hipotez przez doświadczenie zamiast czytania pism – autorytetów. Jeszcze dalej posunął się Szymon Budny, który „ocenzurował” Biblię, uznając pewne jej fragmenty sprzeczne z rozumem za fałszerstwo, bowiem podobnie jak inni arianie uważał, że „człowiek nie powinien ani wierzyć (by) to być prawdą, co rozum kłamstwem być jawnie wyświadcza. Mówić, iż nieco wierzyć mamy, co się rozumowi przeciwi, rzecz to jest najkłamliwsza. To pewne jest, iż cokolwiek rozumowi przeciwnego, to ani w Piśmiech św. jest, ani zebrano być może. Nad rozum jest religia chrystiańska, ale nie przeciw rozumowi. Cóżkolwiek się rozumowi przeciwi, to kłamstwem być pewnie wątpić nikt nie ma. Bo nic nie jest ani być może rozumowi przeciwnego w Piśmie. Która się z rozumem nie zgadza opinia, ta też w teologii żadnego miejsca mieć nie może. Owszem, gdyby się rozumowi religia sprzeciwiała, tem by samym swój fałsz wydała i religią by nie była. Albowiem sam rozum najwyższą jest religią albo nabożeństwem”. Pogląd ten rozwinięty przez Przypkowskiego i Wiszowatego (a do ostatecznych konsekwencji doprowadzony przez Barucha Spinozę) stał się podstawą filozofii oświecenia podobnie jak inne idee polskie w ich skrajnym, ariańskim wydaniu – rozdzielenie kościoła od państwa, tolerancja i pacyfizm, miłość bliźniego (a nie kult) jako miernik cnoty, a rozum jako kryterium prawdy. Zanim do tego doszło Braci Polskich, tę „sarmacką zarazę” wygnano ze wszystkich krajów Europy (niestety, w końcu dotknęło to w 1658 także Polski), a za szerzenie ich pism i poglądów grożono śmiercią.

13. Jeśli można mówić w ogóle o chrześcijaństwie polskim (a nie o kościele w Polsce) to jego największymi przedstawicielami byli w XV w. koncyliaryści z Akademii Krakowskiej, a w XVI/XVII w. – arianie. Ich poglądy były różne od tego, co współczesny im Zachód (nie mówiąc już o Wschodzie) głosił w sprawach wiary, a jeśli Polacy coś z niego czerpali, to raczej przestrogi niż wzory. Jeśli nie wiara to może łączył nas z Europą…
ustrój?! A w czym dawna Rzeczpospolita przypominała zachodnie absolutyzmy czy wschodnie despotyzmy? W czym polski liberalizm polityczny, kulturalny i gospodarczy przypominał kościelny i państwowy ucisk panujący w pozostałych krajach kontynentu?

14. Mówiąc o ustroju Rzeczypospolitej trudno nie zauważyć w nim dominacji szlachty. Wynikało to m. in. z jej liczebności. O ile w XVIII wieku we Francji szlachta stanowiła 1% ludności, w Rosji 2%, na Węgrzech 4% a w Hiszpanii 6,5% (przeciętna europejska 3-4%),o tyle w Polsce co 10-ty człowiek był szlachcicem (na Mazowszu i Podlasiu co 3-ci), a w dodatku cała szlachta ma te same prawa, podczas gdy w innych krajach była ona rozbita na klasy. U nas nie wytworzyła się hierarchia feudalna, istniał za to nieznany w Europie „ród herbowy”, w którym rolę fikcyjnych więzów krwi pełniła wspólnota herbu i zawołania. Gdy na Zachodzie arystokracja wyrastała ponad masy szlacheckie, a ich najubożsi przedstawiciele spadali do stanu plebejskiego – u nas przywileje uzyskiwane przez elity stawały się udziałem jej współrodowców, a pomoc „krewnych” chroniła przed zdeklasowaniem. Powstaniu hierarchii feudalnej nie sprzyjał również panujący w wojsku polskim system chorągwiany (chorągwie ziemskie i rodowe) podczas gdy na Zachodzie swych wasali na wojnę prowadził senior. Do wzrostu liczebności szlachty przyczynił się za to brak urzędowego spisu szlachty, więc przy rozległości kraju każdy kto miał szablę i był dość bezczelny mógł uchodzić za szlachcica. O masowości tego procederu świadczy „Księga Chamów” Waleriana Nekandego Trepki.

Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8