Rzecz o Sarmacyi

8 sierpnia, 2013 w Jany by Jany

29. Kozacy byli zbiorowością awanturników (przeważnie prawosławnych Rusinów, w sumie jednak 22 różnych religii i narodowości) i buntowali się wtedy, gdy Rzplita nie dawała im zarobić prowadząc politykę pokojową. Sytuacja uległa zmianie na skutek kontrreformacji. Król i jezuici -dążąc do podporządkowania cerkwi Rzymowi- kupili większość prawosławnego episkopatu i narzucili cerkwii unię brzeską (1595/96). Był to akt formalny, nie mający poparcia ani szlachty ruskiej, która przechodziła bezpośrednio na katolicyzm, ani popów i ludu, którzy pozostali wierni prawosławiu. Do unii brzeskiej stosunki z największym obok katolicyzmu wyznaniem Rzplitej -jakim było prawosławie- były poprawne, co zapewniało pokój na Białorusi i Ukrainie. Teraz, wbrew polskim tradycjom tolerancji, złamano zasadę dobrowolności unii i atakami przeciw zdelegalizowanemu prawosławiu rozniecano nienawiść do Polski, co było bardzo niebezpieczne w sytuacji, gdy unia brzeska uniemożliwiła Ukraińcom stanie się 3-im Narodem Rzplitej. Pozbawiała ich bowiem elity politycznej – szlachta ruska po przejściu na katolicyzm uległa całkowitej polonizacji, a kler unicki nie miał autorytetu ani u Rusinów, ani u Polaków, gdyż na skutek sprzeciwu kleru katolickiego, wbrew unii, biskupów unickich nie dopuszczono do senatu. Tymczasem za sprawą Rosji i Turcji w 1620 została odtworzona nielegalnie hierarchia prawosławna. Prześladowana cerkiew zwróciła się o opiekę do Kozaków, co pozwoliło im uchodzić za ideowych obrońców wiary (i zmobilizować do walki tysiące ludzi), a nie za rozgoryczonych brakiem żołdu lub wojennych zdobyczy i próbą schłopienia – najemnych żołnierzy i awanturników, którymi w istocie rzeczy byli.

30. Kontrreformacyjny fanatyzm religijny -przyniesiony do Polski z Zachodu przez jezuitów- uniemożliwił także realizację planów Zygmunta Wazy w sprawie unii personalnej z luterańską Szwecją i prawosławną Rosją. Już same projekty były mało realne. Dla Rzplitej korzystniejsze byłyby polityczne sojusze z tymi krajami – niestety, królowi nie szło o Rzplitą i zabezpieczenie jej granic, lecz o pozyskanie dla siebie i katolicyzmu nowych państw. W efekcie doprowadziło to do nie kończących się wojen (z inwazją sąsiednich państw protestanckich – „potopem” na czele) oraz niechęci Szwedów i nienawiści Rosjan do Polski. Panujący po „potopie” fanatyzm religijny doprowadził m. in. do buntu wiernych dotąd Tatarów litewskich i ich przejścia na stronę Turcji. Nie dała się na szczęście Rzplita nabrać na proponowaną nam przez Zachód rolę „przedmurza”. Wprawdzie kler i stronnicy dworu chętnie o tym mówili i pisali ciągle „pobudki” na wojnę z półksiężycem, a szlachta podczas czytania Ewangelii wyciągała szable do pół pochwy (co miało symbolizować gotowość do obrony wiary), jednak do spełnienia zaszczytnej misji nikt się nie spieszył. Skutecznie zniechęcała szlachtę pamięć klęsk Warneńczyka i Olbrachta oraz przykład bratnich Węgier, które dały się popchnąć papiestwu i cesarstwu do wojny ze stojącą u szczytu potęgi militarnej Turcją i zostały przez nią i Habsburgów rozdrapane w 1-ej poł. XVI w. Praktycznie raz jeden Polacy dali się dobrowolnie wciągnąć w wojnę z Turkami (odsiecz Wiednia w 1683) po czym uznali swą misję za spełnioną a w wieku następnym Turcy stali się najlepszymi sojusznikami przeciw Rosji, podobnie zresztą jak Szwedzi. W ogóle trzeba stwierdzić, że na skutek fanatyzmu i prohabsburskiej orientacji Zygmunta III Polska w wojnie 30-letniej znalazła się po niewłaściwej stronie, przez co zamiast odzyskać Śląsk narobiła sobie wrogów na długie lata.

31. Większe jednak szkody poczyniły propagowane przez jezuitów nietolerancja i absolutyzm w stosunkach wewnętrznych. Piotr Skarga (dziś uznawany za proroka upadku nierządnej Rzplitej, a w XVII w. za jej głównego wichrzyciela) pisał: „Pierwej kościoła i dusz ludzkich bronić (trzeba) niźli ojczyzny! Jeśli zginie (ojczyzna) doczesna, przy wiecznej się ostoim”. I rzeczywiście -udało się- Rzplita upadła a Kościół w Polsce nigdy nie miał się tak dobrze jak teraz. Wielce się w tym zasłużył sam Skarga, m. in. jako uczestnik „nocy jezuitów”. Zygmunt Waza, dążąc do wzmocnienia swej władzy, zaproponował sejmowi utworzenie stałej armii, podatków na wojsko i głosowania większością a nie jednomyślnie. I szlachta -poza bojkotującą sejm grupą malkontentów Zebrzydowskiego- godziła się na to, wszakże pod warunkiem uchwalenia prawa przeciw tumultom (którymi jezuici „nawracali” heretyków). W noc przed uchwaleniem tegoż, król Zygmunt poszedł poradzić się jezuitów (Bartscha i Skargi) czy nie ma w nowym prawie czegoś przeciw sumieniu. „Badali ojcowie i odkryli zdradę!”. Przecież byłby to kres kontrreformacji. Zaczęli więc biegać po biskupach i senatorach nawołując do głosowania przeciw ustawie. Nazajutrz (18 kwietnia 1606) sejm rozjechał się nie podejmując żadnej decyzji. Niezadowoleni posłowie protestanccy, prawosławni i „politycy” („starzy” katolicy wyżej ceniący Rzplitą niż religię) poparli nielegalny zdaniem króla zjazd szlachty zorganizowany przez Mikołaja Zebrzydowskiego. Rozpoczęła się pierwsza otwarta wojna domowa w Rzplitej. Wojska Żółkiewskiego i Chodkiewicza, które zeszły z ukraińskich i litewskich granic pobiły rokoszan pod Guzowem, ale nikt tak naprawdę nie chciał walczyć (nawet Żółkiewski popierał opozycję, a po stronie króla stanął tylko dla ratowania powagi prawa). Po upadku rokoszu zapanował swoisty kompromis – Kościół oficjalnie przestał popierać absolutyzm i uznał „złotą wolność” (czego najlepszym przykładem może być zdjęcie przez cenzurę kazania o państwie z nowego wydania kazań sejmowych Skargi), a szlachta formalnie powróciła na łono Kościoła. Starała się przy tym, by owo nawrócenie było widoczne. Oto co pisał na ten temat jeden z cudzoziemców odwiedzających Polskę: „kiedy się modlą lub mszy słuchają, chrapią lub charkają, wzdychając tak, że z daleka już ich słychać, upadają na ziemię, biją głową o mur i o ławki, uderzają sami siebie w twarz i wyprawiają inne w tym rodzaju dziwactwa, z których się papiści z innych narodów naśmiewają”. Spraw istotnych, a za takie obie strony uważały spory majątkowe, nie rozwiązano nigdy w I-ej Rzplitej. Były one powodem dla którego szlachta katolicka popierała przeciw Kościołowi swych „rozróżnionych w wierze” współbraci i co jakiś czas dochodziło na ich tle do wybuchów antyklerykalizmu. Wtedy zwłaszcza, gdy Kościół mieszał się do polityki, czego -podobnie jak cudzoziemców i kobiet- szlachta nie cierpiała.

32. Skutkiem kontrreformacji był także upadek kultury. Nie chodzi mi o kolegia jezuickie (te jeśli miały konkurencję były dobre a ich poziom psuła także szlachta, żądając jedynie retoryki i łaciny a nie zachodnich nauk przeciwnych „złotej wolności”). Pozbawiony konkurencji, tryumfujący katolicyzm wyraźnie obniżył loty. Opanował zresztą jedynie serca wiernych (w których wyobraźni święci i zmarli istnieli niemal realnie, którzy bardziej czcili opiekuńczą Matkę Boską niż surowego Boga czy cierpiącego Chrystusa, a swą religijność manifestowali postami i biczowaniem się), nigdy nie sięgnęła do ich rozumu i woli (tak szlachty, jak i chłopów). Każdy, kto choć trochę głębiej wniknął w sprawy wiary, porzucał Kościół katolicki dla innych wyznań, szczególnie arianizmu, który w kulcie rozumu przeszedł wszystko, co w tej dziedzinie uczyniła ówczesna Europa. Nie mogąc pokonać arian słowem Kościół sięgnął po przemoc – najpierw rozbito znany w całej Europie ośrodek Braci Polskich w Rakowie (1638) wraz z miejscową Akademią („Sarmackimi Atenami”), drukarnią itp., aby po okresie polowań na poszczególnych działaczy zboru (w czym katolików wspierali luteranie) w 1658 wygnać z Polski wszystkich arian. Już w czasie „potopu” (o udział w którym po stronie Szwedów i Siedmiogrodzian oskarżono ich) dochodziło do pogromów szlachty ariańskiej i kalwińskiej, co pozwoliło m. in. zwyciężyć katolicyzmowi na Litwie. Wygnanie arian oznaczało zerwanie związków intelektualnych z myślą europejską i wszelkich prób szerzenia niezależnych poglądów w formie drukowanej (w ostatnim okresie korzystali zresztą Bracia Polscy głównie z drukarń Amsterdamu).

33. W początkach XVII w. Kościół wprowadził ostrą cenzurę i indeksy ksiąg zakazanych (m. in. indeks biskupa krakowskiego Marcina Szyszkowskiego z 1617, będący antologią i jednocześnie epitafium literatury sowizdrzalskiej). Cenzura prewencyjna, rewizje drukarń, palenie książek i kary nakładane na wydawców (jako mieszczanie nie byli chronieni przez „konfederację warszawską”) w krótkim czasie dokonały gigantycznych spustoszeń w literaturze. Do rękopiśmiennego „podziemia” została zepchnięta poezja ziemiańska, głosząca uroki życia mimo jego kruchości i marności (przeniknęło to nawet do mów pogrzebowych!). Hieronim Morsztyn pisał: „Moja rzecz jest opisać świeckie delicyje / których każdy, póki żyw, niech jak chce, zażyje / bo po śmierci, acz wierzym o wiecznej radości / daleka ta od ziemskiej będzie rozpustności”, zaś metafizykom głoszącym odwrócenie się od świata odpowiadano: „któż oprócz ślepego, / nie widział ślicznych świata tego pozorności? / Piękny jest. Ten dla człowieka Bóg z swej wszechmocności / stworzyć raczył. I temuż potrzebne żywioły / i wszystkie rąk swych dzieje z niebieskimi koły / ofiarował; człowiek pan stworzenia wszelkiego, / jakoż go chwalić nie ma? Jakoż świata tego / nie ma zażyć Rozkoszy, gdy je mu kwoli / stwórca nadał?”

34. Do upadku literatury przyczynił się także mecenat dworu, który faworyzował importowane malarstwo i operę (prześcigając w tym nawet sam Paryż), a zaniedbując rodzimą twórczość literacką. Na dworze Wazów więcej było obcych doradców i jezuitów niż wykształconych sekretarzy takich jak ci, którzy za Zygmunta Augusta tworzyli literackie oblicze Złotego Wieku (m. in. Kochanowski, Górnicki i Frycz – Modrzewski). Także fachowców Wazowie woleli sprowadzać z zagranicy (jako obcy byli od nich zależni). Ani oni, ani ich następcy nie zrealizowali postulowanego przez szlachtę założenia szkoły rycerskiej, która prócz kształcenia kadr inżynieryjnych mogłaby się stać szkołą myśli politycznej i dać krajowi elitę obywatelsko i patriotycznie uświadomionych działaczy, mogących wyprowadzić go z kryzysu (przyjdzie na to poczekać do 2. poł. XVIII w.).

35. A szlachcie brakowało takiej elity przywódczej. Od wypalenia się ruchu egzekucyjnego nie miał kto nią pokierować. Nie umieli tego królowie, więc na czele szlachty stanęli opozycyjni magnaci. Pierwszym był „trybun ludu szlacheckiego”, kanclerz i hetman wielki koronny – Jan Zamojski. W pewnym okresie sięgnął on po władzę dyktatorską i usiłował sam kierować polityką państwa ponad królem i senatem, a w oparciu o zjazdy szlacheckie. Zmarł jednak tuż przed decydującym starciem (1605) jakim był kierowany przez jego uczniów -Zebrzydowskiego i Herburta- rokosz sandomierski (nota bene: tłumiący rokosz Żółkiewski też był „politykiem”, uczniem „wielkiego kanclerza”). Potem przyszli inni, niestety – żaden z nich nie miał horyzontów politycznych Zamojskiego, za to wielu przerastało go ambicją. W XVII w. byli to głównie obrażeni na dwór magnaci, popierający antykrólewskie wystąpienia szlachty (do momentu gdy nie godziły one w magnaterię – potem dawali się kupić dworowi i pomagali wytłumić niezadowolenie szlachty). Magnateria bowiem urosła w siłę na pośrednictwie między dworem a szlachtą, z której coraz bardziej się wyobcowała, ulegając wpływom francuskiej mody i obyczajów politycznych (intrygi dworskie). W końcu -w oparciu o rzesze swych klientów- sięgnęła po władzę. Że jednak magnatów było wielu, przeto i ich partii powstało kilka.

Pages: 1 2 3 4 5 6 7 8