Co z tym Armageddonem, czyli słów kilka o rzekomym końcu świata

9 sierpnia, 2013 w KaMog, Stare LaBestie by admin

Od pewnego czasu na czarnym aksamicie nocy zauważyć można dziwny, jasny obiekt, różniący się nieco od wszelkich mniejszych czy większych gwiazd. Posiada on specyficzny, ciągnący się za sobą ogon. Oczywiście mam na myśli kometę Hale-Boppa. Od zarania dziejów pojawienie się tego typu gości z kosmosu budziło wśród ludzi niepokój i lęk. Czynnikiem sprzyjającym takim emocjom była zapewne rzadkość występowania podobnych ciał na niebie. Poza tym myślę, że już w starożytności duchowieństwo różnych religii wykorzystywało takie zdarzenia w celu podratowania swego upadającego interesu, wciskając tłumom, że bogowie (bóg) manifestują właśnie gniew na grzesznych niewiernych i grożą zagładą świata. Najbardziej znanym przykładem symbolu ważnych następstw jest zamieszczony w tzw. Nowym Testamencie chrześcijański mit opowiadający o komecie wskazującej drogę trzem królom wędrującym do miejsca narodzin Jezusa Chrystusa.
Także i dziś możemy zaobserwować pewne oznaki niepokoju wśród zabobonnych mas, które wynikają bezpośrednio z pojawienia się komety Hale-Boppa. Spotkałem się z opinią, że nie wróży ona nic dobrego światu zważywszy na to, że już wkrótce staniemy u progu kolejnego milenium. Słowem: wielu ludzi wyraża obawę jakoby naszą planetę czekała zagłada i powtórne zstąpienie Nazareńczyka na ziemski plan by osądzić grzesznych i nagrodzić wiernych. Wszystkich podatnych na takie sugestie chciałbym uspokoić; w trzecie tysiąclecie od narodzin Chrystusa wkroczyliśmy już kilka lat temu ! Nie wdając się w szczegóły: czas dzielony na ten przed urodzeniem Jezusa i tzw. „naszą (sic !) erę” został wprowadzony dopiero w VI w. Od czasu rzekomego przyjścia na świat Nazareńczyka minęło ok. 500 lat. Nic dziwnego zatem, że obliczający datę urodzin Dionizy Mały popełnił kilka poważnych omyłek. Jak wiemy Jezus urodził się gdy Maria i Józef podążali do Betlejem, gdzie dokonywano spisu ludności. Biorąc pod uwagę, że jeden, po przeliczeniu na daty (z którymi utożsamiają się katolicy i niestety, z konieczności, większość z nas), miał miejsce w 8 r. p.n.e. (podstawą do jego przeprowadzenia był dekret Augusta o spisaniu znanego świata), to następny musiał odbyć się w 6 roku n.e., gdyż spisywano ludność co 14 lat. Wiemy, że „inwentaryzacji” dokonano za życia Heroda, który wściekły, że pod jego nosem urodził się konkurent do tronu, kazał wymordować wszystkie niemowlęta płci męskiej. I znów jak wyżej, darując sobie wszelkie zawiłości, a mając nadzieję, że zainteresowani raczą sami poszperać w książkach, pragnę zaznaczyć, że Herod Wielki żył w latach 37- 4 p.n.e.
Zatem najbardziej prawdopodobną datą urodzin Nazareńczyka jest 7 lub 6 r. p.n.e., czyli 750 u.c. (od założenia Rzymu). Na miejscu wydaje się być także zacytowanie słów Karlheinza Deschnera: „Obie genealogie – sięgający do Abrahama rodowód [Jezusa – przyp. aut.] z ewangelii Mateusza i ten u Łukasza, sięgający aż do Adama – są całkowicie odmienne. Łukasz dolicza się 56 pokoleń od Abrahama do Jezusa, Mateusz 42. Już ojciec Józefa, dziad Jezusa, nosi u Mateusza imię „Jakub”, u Łukasza zaś „Heli”. A od Józefa do Dawida, w okresie dosyć długim, bo tysiącletnim, w tych dwóch rodowodach Jezusa powtarzają się dwa imiona ! Niepokoiło to bardzo nawet już wielu chrześcijan antycznych. Byli tacy, co prze­ ścigali się w usuwaniu komplikacji. Inni, na przykład Grzegorz z Nazjanzu, nadawali im – mową wiązaną – wymiar wręcz transcendentalny. Jeszcze inni nie cofali się przed fałszerstwami. […] Dla kopisty, który sporządził ważny rękopis D, niezgodność obu genealogii była tak ewidentna, że wpisał on do ewangelii Łukasza po prostu rodowód zawarty w ewangelii Mateusza”. Sugerowałbym także zbadanie genezy świąt Bożego Narodzenia, jest niezwykle interesująca !
Oczywiście wielu ludzi nie zdając sobie sprawy z błędów popełnionych w przeszłości ze strachem oczekuje milenium. Peter Caroll napisał: „Niestety, chrześcijaństwo nie wygasło jeszcze całkowicie i ludność będzie musiała radzić sobie ze wzrastającą falą apokaliptycznej manii w miarę jak będzie zbliżał się rok 2000. Prawdziwi chrześcijańscy fundamentaliści w Stanach Zjednoczonych mogą nawet do tego czasu być w stanie zainicjować prawdziwy Armageddon”. Być może właśnie z tego powodu każdy przełom wieków charakteryzuje się wielkim zrywem kulturalnym, naukowym i filozoficznym. Doskonale widać to na początku XX wieku, kiedy to powstawały właśnie podstawy fizyki kwantowej, a w 1904 r. za sprawą Aleistera Crowleya zapoczątkowane zostały bóle porodowe nowej ery, eonu Horusa. Dziś również można zaobserwować pewien ruch, np. w sferze filozofii, gdzie człowiek zaczyna być postrzegany jako integralna część natury, żyjąca w symbiozie z całą planetą, a zdanie sobie sprawy, że naruszenie równowagi w przyrodzie grozi prawdziwym końcem świata jest wielkim krokiem naprzód i wzrastać będzie w przeciągu kilku najbliższych lat w relatywnie szybkim tempie. Także na polu muzycznym uaktywnia się prawdziwie dekadencka twórczość inspirowana apokalipsą i groźbą zagłady, co znakomicie oddają dźwięki i teksty takich grup jak Current 93, Sol Invictus czy Death In June. Sądzę, że egzystencjonalne wpływy przybierać będą na sile im bliżej będziemy roku 2000.
Cóż, możemy stanąć sobie z boku tego wszystkiego, obserwować kaznodziejów grożących bliskim Armageddonem, modlących się do komety Hale-Boppa, sycić się muzyką nawiedzonych bardów przerażonych widokiem potwornego losu czekającego ludzkość, oczekiwać na kolejny zryw w nauce czy myśli teozoficznej i czerpać z tego inspiracje do własnej twórczości i przemyśleń o tym kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i że tak naprawdę wszystkim kieruje ślepy przypadek. I kiedy już zajmiemy wygodne miejsce, z którego będziemy spoglądać na owych dzieciaków i szaleńców, kiedy udzieli się nam jakaś cząstka ich wizji eschatonu i napiszemy neoromantyczny wiersz o przemijaniu, a potem roześmiejemy się z ich głupoty i otrzęsiemy z rozrzewnienia, wtedy przypomnimy sobie słowa Gary Zuhara: „…nie ma czegoś takiego jak obiektywizm. Nie możemy wyeliminować siebie z całego schematu. Jesteśmy częścią natury i studiując naturę nie możemy przejść obok faktu, że to natura studiuje samą siebie.”

Ka.’.Mog