Konfrontacja czy konkurencja ?!

9 sierpnia, 2013 w Jany, Stare LaBestie by Jany

Może kogoś zdziwi przeciwstawienie tych dwóch, wydawałoby się, podobnych pojęć. Jeśli jednak dokładniej im się przyjrzymy, okaże się, że obie formy rywalizacji różnią się jednak między sobą.
Konkurencja polega bowiem na zachwalaniu swego „towaru” (produktu, idei, [formy] organizacji, osoby etc.), podczas gdy konfrontacja jest skierowana nie ku nam, a przeciwko innym. Nie idzie w niej o (auto) reklamę, a o pokonanie, o zniszczenie przeciwnika, wroga… Nie próbuje się dyskutować przy tym (co byłoby formą pośrednią rywalizacji: krytyką cudzych i obroną własnych racji), nie przedstawia się najczęściej żadnych argumentów, lecz bezpardonowo atakuje się drugą stronę, odmawiając jej wszelkiej racji bytu. Wizja świata staje się czarno – biała, przy czym to „my” jesteśmy ci dobrzy, a „oni” – źli ! Metodą tą posługują się najczęściej ludzie nie ufający sobie, swej wartości, swoim racjom… oraz wszelkiej maści totalitaryści, którzy nie uznają z założenia cudzego prawa do choćby zmierzenia się z nimi, jeśli nie szansy na to, że to inni mają rację, choćby swoją, choćby część racji… Mam zresztą wrażenie, że totalitaryzm bierze się ze strachu przed wszystkim, co jest inne, nie nasze, co nam nie podlega, z czym sobie nie radzimy… Jest to koncepcja głupia, bo jeśli postawimy sprawę na ostrzu noża, jeśli rację może mieć tylko jedna ze stron, a wygra przeciwnik (co jest bardzo możliwe, wszak bez powodu byśmy się go nie bali), zostajemy pozbawieni jakiegokolwiek znaczenia, jakiejkolwiek słuszności, zepchnięci na margines, w niebyt… Zresztą nawet samo zaistnienie konfliktu, podziału na strony, pozbawia nas wpływu na całość, na resztę, na drugą stronę… Czy nie lepiej w tej sytuacji (tzn. wtedy, kiedy nie interesuje nas kompromis, lecz niewzruszone trwanie przy swoich racjach) zrezygnować z mordobicia i zaszyć się w swoim wnętrzu, w getcie swojej własnej strony w pokoju ?! I to by było na tyle. Ale jest jeszcze jedna kwestia, dotycząca tym razem nie stron sporu, lecz -nazwijmy to- klienta: otóż konfrontacja czyni go biernym, może co najwyżej wybrać „słuszną” stronę (o ile nie jest tą drugą; jeśli nią jest lub jeśli wybierać nie chce – biada mu !) i się do niej przyłączyć. Konkurencja pozwala wybierać w o wiele większym stopniu, nie tylko pomiędzy „my” i „oni”, ale wśród wielości propozycji, a nawet wówczas, gdy są tylko dwie -bez narażenia się na zarzut zdrady- pozwala czerpać to, co dobre (i -co ważne- odrzucać to, co złe) z obu stron.

aMen+