My jesteśmy małe Neronki

8 sierpnia, 2013 w Maleństwo, Stare LaBestie by admin

  Melancholia jest jak dotąd zjawiskiem niezdefiniowanym. W takim sensie, że wszystkie opisy tej choroby różnią się od siebie. Jest tylko jeden stały element wymieniany przez psychiatrów, jako wspólny wszystkim chorym – „poczucie utraty”. Niewielu pacjentów jest w stanie określić dokładnie czego. Prof. Rosińska (UW) postuluje, że dokładnie każdy może stać się ofiarą tej nowej zarazy dwudziestego wieku, od artystów po słuchaczy disco polo.
Analizując nasze czasy, świadomość człowieka tego nieszczęsnego stulecia, trzeba założyć pewien podział ludzi, czego nie czyni niestety większość socjologów, traktując gatunek homo sapiens jako dokładnie jednorodny. Epoka, w której przyszło nam radośnie koegzystować jest zazwyczaj definiowana jako „era mas”. Nazwa skądinąd chwalebna, jednak bardzo uproszczona ze względu na pominięcie czynników niezmasowionych, osób szukających samodzielnie, tzw. avant gardy albo po prostu myślących. Najlepiej pasuje tutaj podział Ortegi y Gasseta na człowieka mas i człowieka wybranego. Teoretycznie właśnie ten wybrany staje się ofiarą melancholii, praktycznie depresję może mieć dokładnie każdy. Owo pogrążenie w „poczuciu utraty”, określane jako nieuleczalne, możnaby w zasadzie nazwać mitologizacją działania. Dzisiaj, po wielkich odkryciach fenomenologii, próbach powrotu do rzeczy samych w sobie (oczywiście na poziomie werbalnym) nikomu nie uśmiecha się aktywność. Wszystko należy ująć w zgrabne ramy definicji i… porzucić (niejednokrotnie wskutek wcześniejszego upalenia czy upicia chociażby).
Za skutki uboczne melancholii uważa się albo bierność albo nadmiar działania. Przykładem tego ostatniego jest choćby Neron, gość, który z nudów gotowy był podpalić miasto. U jednostek bardziej wrażliwych wygląda to, na szczęście, inaczej – w ramach rozładowania wewnętrznego napięcia wynikającego z długotrwałej bezczynności zaczynają one tworzyć. To właśnie wyróżnia ich od człowieka mas, którego jedynym wytworem są owoce defekacji (wrażliwi wydalają puszczając rktyształwe baloniki- red.).
Dla Kierkegaarda melancholia stanowiła depresję ducha, była dla niego zarazem grzechem śmiertelnym, toteż tworzył. Myślę, że ostatnie zdanie może posłużyć za konkluzję.

Maleństwo