Smoczy labirynt

9 sierpnia, 2013 w Santiago Ebrio, Stare LaBestie by admin

Hasła na ten numer: „Smoki są piękne”; „Smok jest dumny”; „Bycie smokiem to najwspanialsza rzecz na świecie”;

Pewien znajomy smok (tak, dobrze zgadujecie, to ten od mleczka magnezjowego) nudząc się straszliwie dnia pewnego letniego postanowił wybrać się na wakacje do krajów południowych. Jak postanowił, tak zrobił. Pożyczył od pewnego błotnego smoka zza wrzosowych wzgórz słomiany kapelusz, który tamtemu był całkowicie przecież niepotrzebny, do czarnego, dziadkowego neseser wrzucił kilka buteleczek z mleczkiem magnezjowym i nie wiele myśląc wzbił się w powietrze, zatoczył koło nad wioską, w której się stołował przez ostatnie sto… nie, może dwieście lat, nie wiem, szczerze mówiąc komu by się chciało liczyć, wiek w tą, wiek w tamtą, to dobre dla ludzi, a nie dla dorosłych smoków… Wracając do naszego znajomego smoka, skierował się prosto na południe, zostawiając za sobą bielące się kości swych niewinnych i skromnych posiłków.
W podróży miał wiele przygód godnych swego gatunku i imienia znanego w świecie smoków zjadacza pociągów ( L.B. też o tym już pisała), lecz naszym zadaniem jest tutaj opowiedzenie o jednej przygodzie z owych co mu się przydarzyły. W mieście co leży tam, gdzie stykają się dwa kontynenty i dwa morza łączą, obsiadły go nagle, zdradziecko atakując, insekty z gatunku comornicus rozbujnicus i wyssały z niego ponad litr krwi (smoki mają jej dużo, a te robale są wyjątkowo żarłoczne), całe szczęście zaraz padły przeżarte, głupie nie wiedziały że smocza krew jest jak kwas mocnie straszliwa. Chlipiąc jednak zgubną dla nich juchę, zaraziły naszego kochanego smoka jakąś francą paskudną.
Kolejnego wieczora smok zachorował, pustkę między uszami ból straszliwy przeszył, a wysoka gorączka ciało opanowała, bo trzeba wiedzieć, że smoki, choć gady, jak ci słabi ludzie stało krwistymi istotami są. Nasz niezłomny i gruboskórny (pięknie lśniące i twardsze od stali są smocze łuski) smok butelkę dobrego na wszystko lekarstwa wypił. Mleczko magnezjowe jak zawsze naszego bohaterskiego smoka nie zawiodło i dzielnie czoła ogniu trawiącemu smoka stawiło, niestety zabić tej ludzkiej francy rady nie dało, jak prawdziwy anarchista, zaszyła się ona w najdalszych, najmroczniejszych i najbardziej przerażających zakamarkach smoczego ciała i duszy (bezczelnym kłamstwem rozgłaszanym przez złych ludzi zwanych księżmi jest twierdzenie jakoby smoki nie miały duszy) by sił do ataku nabrać.
I zaatakowała, zdradziecko po trzech tygodniach tzw. inkubacji z siłą, trzeba to przyznać, godną machnowskiego czarno gwardzisty. Naszego boskiego smoka poraziła gorączka przewyższająca tysiąckroć temperaturę jego własnego tlącego się w smoczej piersi ognia, którym już nie raz stopił zabłąkanego rycerza lub jambo-jeta. Nic nie pomogło tym razem nawet sześćset sześćdziesiąt sześć butelek mleczka magnezjowego, całe od razu uszami wyparowało, wszystkie łuski do czerwoności się rozgrzały, a wszystko czego się dotknął natychmiast spalało się, topiło i parowało. W końcu zapadł się w sobie i znalazł się w ciemnej czeluści.
Po jakimś czasie do labiryntu opadł, cały on różowy był, z słodkich bezów zbudowany, tam kwiatami pachniało, ptaszki śpiewały, różne strumyki płynęły, fontanny szumiały – jednym słowem paskudztwo. Nasz otumaniony smok długo się błąkał, aż sobie przypomniał, że kiedyś pewien brodaty i niesmaczny (dosłownie) pustelnik powiedział mu że jeśli będzie szedł w labiryncie wzdłuż którejkolwiek ściany prędzej, czy później znajdzie wyjście, o ile takowe istnieje. Tak też postąpił, a gdy przeszedł przez bramę, obudził się zdrowy i głodny.
Drogie smoczęta morał jest z tego prosty: Nam Smokom-Boskim Istotom, żadne mleczko magnezjowe, a tym bardziej jacyś lekarze nie są potrzebni, niech sobie strajkują, niech się zwalniają, tylko szkoda, że głodują – tacy wychudzeni nie są wcale smaczni a wielce nieprzydatni. Smoki leczą się same, no, a jeśli się nie uda… no to cóż, to też może być interesujące przeżycie. Nietzsche miał powiedzieć, że „Mądrość jest kobietą, która może pokochać tylko wojownika” ciekawe czy biedaczek wiedział, że nie ma bardziej zniewalających kajdan dla wojownika niż ręce i ramiona, nogi i uda kobiety?

Santiago Ebrio